Przeczytaj recenzje
[xls child_of=6]
Karol Wojewoda, Niweczyć piórem ciemność, „Nowe Książki” 1/2014, s.16-17
Niweczyć piórem ciemność
Ona nas wypowiada. Mowa – „jesteśmy dziećmi Mowy”. Tyle wypowiemy świata, ile umiemy o nim jasno, precyzyjnie, przejmująco powiedzieć. Ująć w słowa świat. Zamknąć go, na chwilę zatrzymać, w nas i dzięki nam. Liryka Teresy Tomsi to nastrojowa i mądra liryczna kameralistyka. Tworzona w przestrzeni pamięci pełnej rodzinnej historii, obrazów i wyobrażeń, relacji z chcianych i niechcianych podróży i spotkań, w pobliżu domowej biblioteki, ale i w bliskości ogrodu świata, ścieżek Natury. W ciszy, która przywołuje minione i pozwala pracować imaginacji nad uwyraźnianiem przeszłości, prywatnej, własnej – i zbiorowej, historycznej.
Podobać się może cały ten zbiór pełen zamyśleń, jak i poszczególne wiersze, które układają się w kilka nurtów: o uwikłaniu człowieka w historię, o pisaniu i sensie tworzenia, które przynosi złudzenie, ale i nadzieję, że nie wszystko przeminie, o zanurzeniu w różnorodności życia, o poetach, przyjaciołach i współprzeżywaniu zdarzeń, o kontemplacji Natury i próbie zrozumienia jej „pewności” i „niekonieczności”.
Ot, pierwszy z brzegu wiersz, Okruchy, dociekanie istoty „sroczości” (jakby powiedział Miłosz, któremu w tomie poetka także sporo ważnego miejsca poświęca):
O, być takim cyrkowcem!
Utrzymać się przez kwadrans
na iglastym patyku – bez braw,
laurów, popisywania się przed stadem –
w samotnej drodze po kilka okruchów
rzuconych na ścieżkę.
Czyż nieskrywany podziw, dostrzeganie wyższego sensu w tej „nieczłowieczości” nie bywa także figurą losu niektórych z nas? Poetów, ludzi będących nomadami, skazanymi na pewnego rodzaju emigrację?
I zaraz galeria postaci, które w istotny sposób zaważyły na pisarstwie Tomsi, a może tylko odkryła w ich artystycznych dokonaniach głębokie, istotne pokrewieństwo. To swoista lista „utraconych i ocalonych przyjaciół”. Portretowanych w ich trudzie, niepewności, pięknym, niekiedy tragicznym człowieczeństwie: Julia Hartwig, Wisława Szymborska, Rainer Maria Rilke, Maciej Niemiec, Michał Milberger, Tadeusz Dąbrowski, Elias Canetti, Czesław Miłosz. Ludzie różnych generacji, doświadczeń, często odczuwający obcość świata, doświadczający losu „wysiedlonych”.
Nie szkodzi nawet, gdy poetka mówi ze ściśniętym gardłem, gdy nie potrafi przełamać patosu – jak w Apostrofie do Czesława Miłosza, nawiązującej nie tylko do rzeczywistego spotkania z poetą, ale do pisanego przezeń na emigracji, w 1968 roku w Berkeley, w poczuciu osamotnienia, niezwykłej piękności wiersza Moja wierna mowo, stworzonego na długo przed Noblem:
Poeto, zaśpiewaj nad Wartą
dawne pozdrowienie
głosem konika polnego –
w zgiełku języków, ulic
znów pragnę je słyszeć.
Twój przypływ pod osłoną nocy
w obronie skrzywdzonego
stał się miarą, pociechą,
światłem oceanu,
że powróciła wiara
w rodzicielską mowę,
w jej prawdę powszednią.
Tak często, w samotności albo zgiełku świata, mowa okazuje się dla poety jedynym punktem odniesienia, zadaniem, i celem, prawdziwą ojczyzną. A jednym z domów, tych trwałych, nie do odebrania, jest „gospodarstwo poezji”.
Liryka Tomsi to często nostalgiczna, cicha poezja rozmowy – z ludźmi towarzyszącymi życiu autorki; również z bliskimi umarłymi, z ojcem i matką, dalszymi krewnymi, których „trafiła nicość w leśnym jarze za łagrem”, i nikt już o nich się nie upomina, prócz nas, chwilowych, odchodzących świadków, naszych domniemań, pamięci i obolałej wyobraźni. Wszystkie te czułe zabiegi pamięci są dla poetki obowiązkiem, ale i potrzebą sprostania trudnej nadziei, że znów doznamy, kojącej przez moment, „wspólnej obecności”.
Gdy wczytamy się w te wiersze, dostrzeżemy w nich pragnienie ocalenia śladów po najbliższych idących między „stacjami Golgoty Wschodu”, lecz także próby zatrzymania w czasoprzestrzeni dawnej siebie – choćby siedemnastoletniej, nierozumiejącej, co się dzieje z człowiekiem gasnącym w związku z „nierozpoznaną chorobą”, siebie ocalonej, stworzonej na nowo, z ufnością powołanej do nowego istnienia, świadczenia, wrażliwej, uważnej obecności. Do przekazywania i otrzymywania listów, uczuć, snucia żałoby po znanych i nieznanych.
Poezja Teresy Tomsi jest wyrazista i „własna”, ale też dostrzec można w niej te same poznawcze wątpliwości, te same filozoficzne zamyślenia, co u przywoływanych mistrzów i przyjaciół. Każdy z nich jest „nieodrodnym dzieckiem całości”. Sensu tej całości nie udaje się do końca zgłębić ani określić. Samo jednak uczestnictwo w niej jest ważne, nadaje ów sens. Nawet jeśli towarzyszy nam poczucie niekiedy pięknego „oszukiwania czasu”.
Karol Wojewoda
Teresa Tomsia, Co było, co jest, Wyd. Biblioteka Telgte, Poznań 2013
* * *
.
Konrad Sikora, Kwartalnik Literacki „Wyspa” 1/2014
Jest jednak prze(d)świt radości…
Często słyszymy na rogach ulic czy w gronie przyjaciół, że dziś nic już nie jest takie, jak kiedyś. Zapatrzyliśmy się w pędzący postęp, w lawinę „mieć więcej”. I właśnie o „dziś” w stosunku do „kiedyś” czytamy w wierszach poznańskiej poetki Teresy Tomsi w jej nowym tomiku „Co było, co jest” (2013). Autorka wysuwa tezę, iż świadomość dziejów indywidualnych i zbiorowych jest początkiem i fundamentem, na którym wzrasta człowiek jako osoba, a ponieważ nie możemy zrozumieć przeszłości bez kultury i sztuki, będziemy więc w niej poszukiwać prze(d)świtu radości. Taki właśnie „prześwit radości”, mimo gorzkich doświadczeń czasu obecnego i przeszłego Teresa Tomsia próbuje w swojej poezji ocalić. Chodzi o błysk w mrokach współczesności, kiedy kultura zdaje się być pobita, obolała i czołgająca się po bruku wielkich metropolii, podsycająca egoizm i chore ideologie. Autorka wyrywa nas z tych ciemności i smutku, jej wiersze mówią o radości życia, potrzebie piękna i konieczności dążenia do prawdy, o radości z tych wartości, o których zdaje się, że zapomnieliśmy.
W surowych, lapidarnych słowach poetka przedstawia celnie skomplikowaną rzeczywistość: „Tyle imion porzuconych/ na marginesie „teraz”,/ odsłony życiorysów” (Postne żale). I zaraz przypominają się odkopywane właśnie na Powązkach bezimienne kości Żołnierzy Wyklętych. To jakaś niesamowita „metafizyczna”, historiozofia zadziwienia światem, która wdziera się bardzo intensywnie w czytelnika. W wierszu Kto by przypuszczał chodzi o zdziwienie wobec widzianego „dziś” przez szkiełko „wczoraj”, o niemożliwość rozszyfrowania cudzego losu. Podmiot liryczny, „tradycjonalistka”, wyraża wprzódy swoje zdumienie, że wobec tak wielu zakrętów dziejowych, tragedii, dramatów ludzkich, słowik: „radośnie łka nad nami, gdy przekraczając granice/ łakniemy ukojenia”. Czas mija. Z każdym dniem stajemy wobec nowego i nieznanego nam jeszcze dziś, które właśnie nas dziwi, bowiem przez pryzmat przeszłości widziane „dziś” jest czymś, co bardzo trudno zrozumieć, jest to paradoks. Przychodzi mi tu na myśl wiersz Czesława Miłosza Campo di fiori, w którym poeta był zdumiony rozdźwiękiem uczuciowym między tymi, którzy byli „na wolności”, względnie normalnie wiodącymi życie mieszkańcami Warszawy, a Żydami w getcie. Jedni przeżywają gehennę, inni odeń odłączeni zaledwie murem, wiedli życie względnie bezpieczne, wydawali się wobec getta apatyczni. Tak też można spojrzeć na to, o czym pisze poetka: radosne, spokojne „dziś” jest oddzielone od „wczoraj” czymś w rodzaju muru i to najbardziej zaskakuje. Kobieta z tego wiersza przełamuje, przebija ten mur między „wczoraj” a „dziś” między innymi przez lekturę wierszy wydobytych z walizki, a o samej lekturze powie, że „wprawia w obroty rzeczy zapomniane/ skostniałe wersy ożywia”. Historia staje wobec podmiotu lirycznego jako coś do ożywienia. Kobieta uprzytamnia sobie, uobecnia, jakbyśmy powiedzieli językiem fenomenologii, wydarzenia, które ją kształtowały i – co ważne – kształtują w lekturach i zdarzeniach: śmierć dziadka legionisty w sowieckim łagrze, tragiczna koniec ostrowskiego autora Wojciecha Bąka i paryskiego poety Macieja Niemca, wspomnienie zmarłego nagle rzeźbiarza Michała Milbergera, z którym pracowała jako modelka przy ostatniej jego rzeźbie Figurka. Nasz los jest podobny do losu figurek porzuconych w pracowni, zdanych na łaskę i niezrozumienie przypadkowych gości.
Janusz A. Kobierski napisał o tomiku Teresy Tomsi, że „przeszłość jest tu stawiana w lustrze teraźniejszości” („Migotania” 3/2013): „Oba czasy przenikają się wzajemnie, tworząc skomplikowane kompozycje obrazów, cytatów, odniesień. Tomsia wkłada w nie świeże spojrzenie na poruszane w poprzednich książkach tematy”. A ja powiem inaczej: teraźniejszość buduje się na dziejach, na przeszłości. Im bardziej świadoma swojej przeszłości teraźniejszość, tym bardziej ugruntowane bycie tu i teraz. Ta świadomość istnienia w konkretnie danym i zadanym nam czasie budzi podziw. Poetka doskonale zdaje sobie sprawę, że ciągle podlegamy prawu doczesnej przemijalności, nie chce, by owa doczesność napełniała się pustką bzdurnych czynów. W wierszu Okruchy przedstawia to wyjątkowo trafnie:
O, być takim cyrkowcem!
Utrzymać się przez kwadrans
na iglastym patyku – bez braw,
laurów, popisywania się przed stadem –
w samotnej drodze po kilka okruchów
rzuconych na ścieżkę.
Samotna droga po kilka okruchów to droga trudna. Czy jednak nie jest potrzebna nam taka droga, która uczy pokory, cichości, opanowania i zawsze będzie umieszczać w odpowiednim miejscu mozaiki społeczeństwa. Trzeba bowiem żyć tak, by innych nie podeptać, ale raczej pomóc podnieść współżyjącego. I tu niejako zataczamy koło: „Wiersz jak kamyk/ chroni wnętrze”. Nie chodzi tu tylko o ochronę, zakamuflowanie tych treści, które poetka chce przekazać czytelnikowi. Tu – jak mniemam – chodzi o swoistą ochronę wnętrza tych, którzy są czytelnikami. Wyłania się przed nami wtedy rola poety, artysty: sztukę tworzyć dla człowieka, by zbliżać go do piękna. A piękno podnosi na duchu, rozpromienia świat, czyni nasze horyzonty piękniejszymi, mimo świadomości przemijania i utraty, jak w liryku-liście Miejsca znaczące, którego nadawcą jest mężczyzna:
Otrzymane wiersze podarowały mi kilka
dobrych dni, gdy podnosiłem się z długiej choroby.
Wersy przecież z tchnień, z błysków powstają –
nasycone głębszym widzeniem rzeczy
i jasnością naszego tu obecnego położenia.
Poezja więc jest tą, która idzie ku człowiekowi, ku czytelnikowi, by podarować „kilka dobrych dni”, by upiększyć to „dziś” i także by wysubtelnić owo „wczoraj.” Poeci, dramatopisarze i w ogóle artyści nigdy o tym nie zapominają. Ks. Józef Tischner w „Filozofii dramatu”, pochylając się nad przeżywaniem piękna, czyli błądzeniem w żywiole piękna zaznaczył: „Piękno nie pozwala się dotknąć – jeśli nawet udziela siebie, to zawsze wymagając jakiejś ofiary. Obcując z pięknem, jest się raczej dalej niż bliżej. Co może o sobie powiedzieć odkrywca piękna oprócz tego, że czuje się go niegodny? Lecz właśnie w tej niegodności kryje się wielkość oczarowanego.” Czyż wobec tego każdy, kto jest powołany do darowania „epifanii” piękna światu, jak pisał bł. Jan Paweł II, nie powinien starać się o to, by każdy stawał oczarowany i zachwycony, z pewnym poczuciem niegodności, ale szczęśliwym z odnalezienia, zobaczenia piękna? Do tego każdy twórca, artysta jest powołany. Zapominanie o tym jest równoznaczne z rozciąganiem ciemności, która skryje nasz przedświt radości.
Na tomik „Co było, co jest” patrzę przede wszystkim jak na pewnego rodzaju „filozofię dziejów” bardzo powiązaną z pięknem i jego rolą w historii kultury. Może jest w tym moim stwierdzeniu jakiś filozoficzny patos, ale można w utworach Teresy Tomsi znaleźć bardzo wiele takich odniesień: „Jest jednak prześwit radości,/ że udało się wreszcie przebaczyć –/ czego wcześniej nie umiałam – / sobie i innym” (Nieużyte pióro). W wierszu Podpowiedzi poetka zauważa: „nie tkwię już w tym, co przeszłe” i dalej kontynuuje wątek o przemianie swojego istnienia w kogoś Innego, kto podpowiada, jak żyć. Ten Inny, jak się zdaje, wzrasta właśnie z przeszłości, na zdobytym doświadczeniu buduje swoje Ja. W wierszu Ta chwila jest twoja znajduję wyraźne odniesienie do wartości Rilkeańskiej Księgi: „pochylasz się nad swoją księgą dni/ i godzin, szukasz choćby w części/ zapisanego, ostatecznego ja”. Właśnie z tego typu rozmyślań wyłania się najpełniej przedświt radości. Przez to, co było, na czym zbudowana została nasza historia, dzieje rodzin, powstaje fundament, na którym możemy położyć pierwsze cegły gmachu naszego „ja”, indywidualnego, głębokiego i niepowtarzalnego. Dzieje się to dopiero wtedy, gdy poznamy nasze dzieje pełne piękna, które nas zadziwia i pozwala odkryć, że jesteśmy wyjątkowi, bo je dostrzegamy i kontemplujemy, o czym przekonują nas wiersze Teresy Tomsi. W tytułowym utworze autorka przedstawia nam dylemat: „mieć nadzieję/ czy pozostać przy tym/ co było, co jest…” Myślę, że każdy rozwiązuje ten dylemat po swojemu, jak cieszyć się tym, co było, co jest i z nadzieją czekać na to, co będzie, jak w prawdzie pojąć teraźniejsze. Na każdym etapie naszych dziejów jest piękno, które czeka, by je zobaczyć i stanąć wobec samego siebie, wobec tego Ja, które zdolne jest odkryć piękno, ale nie tylko to będące w wytworach artystycznych, a przede wszystkim skupione i trwające w drugim człowieku ciągle obecnym w naszych dziejach, piękno odkryte w istnieniu drugiego krzyczy, że jesteśmy wyjątkowi na miarę człowieka: „mimo zwątpienia –/ nadzieja jest możliwa”.
Konrad Sikora
Teresa Tomsia, Co było, co jest, Wydawnictwo Biblioteka Telgte, Poznań 2013
* * *
.
Janusz A. Kobierski, Kwartalnik „Migotania” 3/2013
W lustrze teraźniejszego
Lubię czytać teksty napisane językiem przejrzystym, żeby tworzywo używane do formułowania wierszy, ich tytułów, nie mówiąc już o tytule całego zbioru, zawierało przesłanie książki (hasłowe wyrażenie), do którego mógłbym się odwoływać analizując poszczególne utwory. Tomik poznańskiej autorki Teresy Tomsi Co było, co jest (2013) spełnia moje oczekiwanie i zachęca do lektury. Pierwsze znaczenie, jakie niesie tytuł, sugeruje, że wydarzenia z przeszłości zostaną poddane oglądowi teraźniejszego widzenia. Znaczenie drugie zachęca do wyśledzenia, jak one się mają w konfrontacji ze zdobytym doświadczeniem bohaterów wierszy. I jakie nowe wartości wnoszą. Przeszłość stawiana jest więc w lustrze teraźniejszości. Oba czasy przenikają się wzajemnie, tworząc skomplikowane kompozycje obrazów, cytatów, odniesień. Tomsia wkłada w nie świeże spojrzenie na poruszane w poprzednich książkach tematy dziedzictwa kresowego (wspomnienie o dziadku legioniście), powinowactwa kulturowego (strofy dla Julii Hartwig) i uczestnictwa w sztuce (współpraca przy powstawaniu ostatniej rzeźby Michała Milbergera „Figurka”). Już pierwszy wiersz Postne żale ukazuje czasowe relacje i konieczność dopełnienia pamięci:
Tyle imion porzuconych
na marginesie „teraz”,
odsłony życiorysów –
przejrzyste ciało ojca mojej
matki, trafione nicością
w leśnym jarze za łagrem
Uchta. Postne żale –
lament córki egzystującej
na łasce historii, błądzenie
w utraconym ojcostwie;
pytania wnuczki,
która głodu nazwać
nie umie.
Liryk ten koresponduje z przejmującym wierszem Legionista 1940 poświęconym postaci dziadka poetki Bronisława Gołackiego. Dołączony do zbiorku w maszynopisie z okazji kwietniowej rocznicy pamięci, opowiada losy przodka poetki, które stają się uniwersalnymi dziejami pokolenia legionistów:
“Pagony nożem odcięte, twarz obita;/ uderzony kolbą potknął się, lecz krok wyrównał. / Nie słucha przekleństw: idi, swołocz, bystrieje… / Kroczy statecznie, patrząc prosto przed siebie, / w myślach żegna żonę i dzieci – nie wie, / że powiozą ich wkrótce za Słonim / przez Ural w bydlęcym wagonie. (…) W przeddzień amnestii / na rękach przyjaciela umiera. / Zostaje po nim rzeźbiona cygarniczka / jedyna dla rodziny pamiątka. / Skalmowski niesie ją do kołchozowej / wsi Ostrowka w północnym / Kazachstanie. W progu ziemianki / stają przy nim Cienie – / legioniści spod Radzymina / rzucają na stos, na stos, na stos… / swój życia sens. / (Poznań, 13 kwietnia 2013).
Wobec bohaterskiej postawy poprzednich pokoleń nie można być obojętnym, oddanie im hołdu staje się obowiązkiem. Matka poetki (“próbuje schylić się do psa, / lecz nie daje rady”) przeżyła jako nastolatka ponad sześć lat na zsyłce w północnym Kazachstanie, tu pojawia się jako bohaterka kilku wierszy i staje się łączniczką między przeszłością a teraźniejszością:
Prosty kręgosłup Zofii
ma wiele więcej do powiedzenia
lecz któż chciałby dziś słuchać –
granice dawno przekroczone
zapał przemian ostygł
historia rzuca w twarz bohaterom
kolorowe fotki polityków z odzysku
Moja mała matka
W wierszu Bliżej poetka wspomina ojca, dla którego matka “szykowała pszeniczną kutię / nasyconą miodem i bakaliami, / słodką jak jego tarnopolska / gimnazjalna swoboda. Tylko on / był w stanie najeść się jej do syta”. Wątek autobiograficzny nie jest w tej poetyckiej książce wiodący, a jednak intensywnie oddziaływuje na czytelnika, gdyż uświadamia nam, jak bardzo jesteśmy w przeszłość wplątani, zależni od niej: “Przedzieram się wciąż ku Tobie / wśród kresowych legend, zakurzonych / notatek, pieśni, wiązanek i świec / by móc stanąć bliżej – / znów doznać wspólnej obecności”. Dokumentem zbiorowej pamięci jest też wcześniejsza proza Teresy Tomsi Dom utracony, dom ocalony (2009) – dokumentalizowana opowieść o deportacjach z nowogródzkiej ziemi. Składa się ona z wielu wątków autobiograficznych, historycznych, artystycznych, które się z sobą splatają – i są w każdej kolejnej książce poetyckiej aktualizowane, oglądane na nowo w zwierciadle współczesności. Poetka w ten sposób uświadamia nam, że prawda historii ożywia nasze myślenie o świecie, pobudza do refleksji i pomaga budować postawę humanisty w środku Europy, który podziwia sztukę, lecz nie zapomina.
W tomiku Co było, co jest ważne są wątki paryskie, wspominanie wędrówek z M. i twórcze spotkania (Zdążyć przed zmierzchem, Figurka, W kropli dżdżu). Powtórzenie chwil nie jest możliwe, a zapamiętane obrazy muszą nosić cechy osobistych doznań, indywidualnego języka, który “myli rytm wspomnień” i “zadaje pytania o źródła”. Podobnie w wierszu Podpowiedzi autorka pisze: “Nie ustaję w zadawaniu pytań”. A w jego wcześniejszej części wyznaje:
Nie tkwię już w tym, co przeszłe,
trwam jedynie w teraz – nie jestem w stanie
zaradzić, by było jaśniej, przejrzyściej –
patrzę spokojnie, z uwagą i tkliwie
jak moje istnienie obraca się w sobie
przeobrażając mnie słowo po słowie
w kogoś Innego, kto pyta…
W swoich nowych wierszach Tomsia przejawia potrzebę osobistego zrozumienia wydarzeń minionych. Pochyla się nad rodzinną przeszłością, nad historią… i umie uczynić ją strawą krzepiącą dla umysłu i ducha. Jest zdumiewająco precyzyjna i trafna w analizie faktów historycznych, biograficznych, tekstów innych autorów. Również jej książka krytycznoliteracka Rzeczywiste i wyobrażone (szkice, portrety, spotkania) wydana przez Oficynę Wydawniczą Łośgraf (2013) ukazuje ją jako uważną interpretatorkę. W kolejnych utworach omawianego zbiorku też pojawiają się postacie jej bliskie… tym razem przyjaciół, ulubionych autorów, wspomnienia o tych, którzy odeszli na zawsze: rzeźbiarz Paweł Jocz, poeta Maciej Niemiec, Henryk Smuczek – przyjaciel z czasów studiów piszący wiersze. W recenzji zbiorku Kamyki. Elegie i krótkie żale (WBPiCAK 2011) Adriana Szymańska napisała: „Teresa Tomsia jest konsekwentna w penetrowaniu tajemnic istnienia, w umacnianiu słowem twierdzy własnej samotności przeciw niepojętości Boga i świata” („Przegląd Powszechny” 5/2012). Autorka pochodząca z rodziny Kresowian, urodzona w miasteczku przesiedleńców na Dolnym Śląsku, wychowana na Pomorzu, obecnie mieszkająca w Poznaniu szuka wciąż swojej tożsamości, pyta o nią Cienie z historii przemilczanej. W liryku dedykowanym tłumaczowi Maltego Piotrowi W. Lorkowskiemu konstatuje: “Teraz już wiesz, że wiele z tego, / czego się wyuczyłeś, jest mniej więcej / nieprzydatne, / a ludzie, którym służyłeś mową / serca, nie okazali się apostołami otwartymi na inne / języki”. Poetka mówi zatem o trudzie, jaki trzeba włożyć w każdą myśl, w najmniejsze nawet dzieło, a i tak możemy pozostać niezrozumiani, samotni, pominięci, bo “nie wszystko, co się zdarza, / jest rozmową”, ważne są gesty, spojrzenia, w pół rozpoznane znaki “lotne, nieuchwytne”, a tylko wyobraźnią można “zniweczyć ciemność, zamknąć ją w atramencie”.
Swój rozrachunkowy tomik Teresa Tomsia napisała surową, wyważoną frazą, powściągając charakterystyczne dla dawniejszych wierszy obrazowe metafory, rozwinięte zdania, wielobarwność określeń – tutaj jest oszczędna, waży każde słowo, aby powiedzieć tylko to, co najistotniejsze, by nie przeinaczyć i nie godzić się na przemilczanie: “Chciałam być piękna, radosna, ale czas był zły”. W wierszu przypominającym pobyt Czesława Miłosza w Poznaniu (Nieużyte pióro) poetka dokonuje podsumowania duchowego:
Jest jednak prześwit radości,
że udało się wreszcie przebaczyć –
czego wcześniej nie umiałam –
sobie i innym.
Młyny pracują dla wszystkich,
niosąc satysfakcję,
wiersz
albo zbawienie.
W poezji Teresy Tomsi dokonuje się zauważalna przemiana w porównaniu z utworami z tomików wcześniejszych Skażona biel (2004) czy Wątpiąc, idę (2005), poetka rezygnuje tu z przekazywania wrażeń i emocji, z barwnych opisów miejsc, co tak wyraźnie brzmiało w cyklu jej dawnych wierszy z podróży, obecnie natomiast dąży do skupienia, ogołocenia mowy, czujnie bada glebę języka, aby słowo padło na podatny grunt ducha i podaje określenia surowe, ale wyraziste w swojej wymowie: “Nagle urwane skrzydło / z prawdą ostateczną – / Katyń, Smoleńsk: / stacje przeszłości, tożsamość pokoleń – / momentalna wieczność. / Obrotna mowa raportów. / Żal skrzyżowany z wiarą”. (Wszystko inne).
Patrzeć i opisywać to rola poety, liczy się jednakże punkt widzenia, zgłębianie tego, co pod powierzchnią codzienności: “Nie chodzi o to, że chmury płyną. / Rzecz w tym, że je widzimy – pisze w “Słowie” na pożegnanie Wisławy Szymborskiej. Funkcja wzroku jest w tej poezji najważniejsza, bo “zobaczyć” to próbować pojąć różnorodność świata. Istotna także w jej twórczości jest kategoria żalu i pożegnań z bliskimi, z postaciami ze sfery sztuki, z pejzażami dzieciństwa (Pożegnalna wieczerza; Pożegnania, porównania; Kto by przypuszczał). Świadectwo pamięci staje się tu nieprzepracowanym wciąż rachunkiem krzywd minionych pokoleń:
Nikt tam kolęd nie śpiewa,
wiatr tylko hula po stepie
roznosząc spróchniałe kości
naszej narodowej armii.
Zapomniane stajenki
Znajdziemy w tomiku Co było, co jest słowa o przyjaźni, wierności wartościom i odpowiedzialności za drugiego człowieka, które niosą pogodzenie się z przemijalnością rzeczy tego świata: “Przyjaźń jest wszystkim co możliwe i wyobrażone”.
Skoro lubimy czytać wiersze klarowne i przejrzyste, zapytajmy, czego dotyczy “przejrzystość” w naszym życiu. Dla bohaterki wierszy Teresy Tomsi jest to słowo-klucz związane z postawą i egzystencją: “przejrzyste ciało ojca mojej / matki, / trafione nicością” (Postne żale); “nie jestem w stanie / zaradzić, by było jaśniej, przejrzyściej – / patrzę spokojnie, z uwagą i tkliwie” (Podpowiedzi). “Mistrzem mowy przejrzystej” nazywa poetę Wojciecha Bąka w wierszu wspominającym jego niezłomną postawę w czasach komunistycznych czystek. Zmetaforyzowany język jednakże “myli rytm wspomnień”, deformuje zapamiętane obrazy, nie sposób bowiem wprost przymierzyć obu światów – przeszłego i teraźniejszego czasu. Co pozostaje – uważne patrzenie, tkliwość, rzetelność opisu i nadzieja, że dzięki metaforze można “znów doznać wspólnej obecności”.
Janusz A. Kobierski
Teresa Tomsia, Co było, co jest, Biblioteka Telgte, Poznań 2013
——————————————————————————————
Recenzja ta ukazała się również na portalu paryskiego pisma
polonijnego „Recogito” 73/2013 www.recogito.pologne.net
* * *
.
Tomasz Pyzik, dwumiesięcznik literacki „Topos” 5/2014
Niweczyć piórem ciemność
Co było, co jest to nowy tomik w poetyckim dorobku Teresy Tomsi. Utwory poznańskiej artystki mimo tego, że są zakorzenione w przeżywanej lub przeżytej codzienności, można opatrzyć hasłem przedmiotowym „Poezja graniczna”. Przenosimy się bowiem w przestrzenie zasygnalizowane w tytule zbioru, które zostały ze sobą połączone pewnym kluczem. Przywoływana i pielęgnowana przeszłość, zwłaszcza ta odsyłająca do wspomnień rodzinnych, ma wpływ na szczególny odbiór teraźniejszości. Czas współczesny zostaje ubogacony autobiograficznymi reminiscencjami, które kryjąc w sobie wyczuwalną metafizyczną inkrustację, wpływają na filozoficzne spełnienie i niespełnienie zarazem. Gradacja: „co było, co jest” pozostaje tu wszak niedomknięta. Brakuje rzecz jasna rzeczywistości czasu przyszłego: „co będzie”. Świadomość lirycznego podmiotu poznającego zdaje się doskonale oscylować wokół idei Sensu wpisanego w głębię bytu. Poetka umiejętnie wiąże przeszłość z teraźniejszością, wyłuskując paralelność duchowych impresji, jednocześnie dochodzi do progu poznania, który jest doczesnym triumfem epistemologicznej kwerendy oraz niedosytem metafizycznej części jestestwa uzależnionego od realności zamkniętej „tu i teraz”.
Nieopisane zatem „co będzie” zakrywa ciemność. Nie jest to jednak powodem ostatecznego zwątpienia. Tomsia zatrzymuje się na możliwościach a nie na niemożliwościach, pięknie skomponowanymi subtelnymi peryfrazami sięga do metarzeczywistości, której jakiś niepojęty skrawek odsłonił się jej w szczególnych chwilach doczesności. We wzruszającym utworze Bliżej, w którym poetka zwraca się do taty, przepraszając go za swą nieobecność przy grobie w Dzień Zaduszny, czytamy: „W poleconym liście tchnienia / zamykam wszystko, co się zdarzyło – / naszą niepojętą jasność trwania / w chwilach łagodnych / jak Twoje ostatnie spojrzenie”. Autorka Co było, co jest w mowie wiązanej próbuje uchwycić ów zarys skrywanej przestrzeni przekładającej się właśnie na wspomnianą „niepojętą jasność trwania”, której nieomylnie doświadczała w przeszłości. Osobistym świadectwem tej szczególnej percepcji jest choćby utwór Obecność, w którym „ja” liryczne opisuje wyczucie bliskości nieokreślonego bytu, który towarzyszy w ukryty sposób przez całe życie, a znak swej tytułowej obecności objawia w znaczących momentach. To daje poczucie istnienia Kogoś, kto swą niezgłębioną emanacją wyklucza przypadek i prowadzi do osiągnięcia jakiejś formy filozoficznej pewności. Tomsia jest świadoma istnienia owej ontologicznej tajemnicy, wychwytuje imponderabilia opadające „stamtąd” do naszej fizyczności i próbuje zamknąć je w słowie. Tym też należy tłumaczyć nacisk na to „co jest”, czyli tę drugą część tytułu zbioru, która akcentuje teraźniejszość, potrzebę obserwacji aktualności, bacznego wpatrzenia się w pozornie zwykłą doczesność, aby niczego nie przeoczyć, aby zmysłami odczuwać metafizycznie i dać się ponieść intuicji i ufności ku Innemu. Wówczas z podmiotem poznającym dzieje się rzecz zadziwiająca – czytamy o tym w utworze Podpowiedzi: „(…) moje istnienie obraca się w sobie, / przeobrażając mnie słowo po słowie / w kogoś Innego, kto pyta, / ale nie przeraża”.
Poezja Tomsi zachęca i przygotowuje do podjęcia podobnych działań, do obłóczyn w filozoficzną szatę, która przesuwa istnienie ludzkie ze zwykłego bycia w świecie w bycie ku transcendencji. Odczytywanie śladów Innego znajduje swoje odbicie w tomiku, jest to widoczne zwłaszcza w utworach Sygnał i Szare dni, gdzie czytamy: „Szare dni, smętne godziny – / mijają i na pozór nic się nie dzieje, / a jednak są i wysyłają znaki (…)”. Z wersów autorki Skażonej bieli płynie uparte dążenie do objęcia nienazwanego, do skonkretyzowania owych znaków, sygnałów, do zgłębiania ostateczności. W Ciemnych chmurach, przejrzystych obłokach poetka napisała: „Nie chodzi o to, że chmury płyną. / Rzecz w tym, że je widzimy. / I ta nić – z nią wyruszamy / po ostatnie Słowo”. Zdanie to kryje w sobie jeden z najważniejszych przekazów wpisanych w tę lirykę będącą dźwignią prowadzącą ku niezwykłemu ontologicznemu doświadczeniu. Najcelniej owa filozoficzna powinność składająca się na część szczególnego duchowego przeżywania świata została wyrażona w pouczeniu zawartym w liryku Zdążyć przed zmierzchem: „(…) aby żyć zgodnie w sąsiedztwie marzeń, / musimy wciąż pytać, zaglądać w karty przeszłego / i dalej iść – nazywać, ogarniać najtrudniejsze – / zdążyć przed zmierzchem”. Imperatyw wpisany w ostatnie tytułowe słowa klasyfikuje poezję Tomsi i zadania, które sobie stawia do katalogu zbudowanego długą tradycją, a zawierającego niełatwą część artystycznej twórczości, która przeczuwa Innego i próbuje zdążyć go poznać, dać mu odpowiednie słowo. Usytuowanie pomiędzy fizyką a metafizyką, dramat bytu granicznego, który trwa w rozdarciu, w epistemologicznym zawieszeniu, rodzi potrzebę poznania jeszcze tu i teraz, prowadzi do świadomości bycia częścią nieodgadnionej, fascynującej całości. W utworze Rękawica Taty znajdziemy znakomitą werbalizację tego odczuwania: „Rękawica Taty w zimowym pejzażu / i skierowana ku nam z przestworzy ręka / Niewidzialnego łączą się w jedno – jestem / tu nieodrodnym dzieckiem całości, / której sensu nie udaje mi się zgłębić / ani określić, jednak moje uczestnictwo / jest w niej wciąż do przeistoczenia”. W wersach tych odbija się echo Emmanuela Kanta oraz zadziwia godna pochwały nieustępliwość i upór w dążeniu do źródła, z którego wypływają podpowiedzi, zachęty do ciągłej poznawczej aktywności. Tomsia kładzie nacisk na to, by wciąż próbować, zbierać okruchy prawdy, wytrwale dokładać się do budowania całości, nie upadać i trwać. „Zadawaj pytania o źródła. / Ponawiaj je z uporem / mimo zwątpienia – / nadzieja jest możliwa.” – czytamy w wierszu Apostrofa do Czesława Miłosza.
Twórczość poetycka jest narzędziem mającym pomagać w przebijaniu się przez codzienność, w poszukiwaniu drogi wyjścia z ciemności ku przedziwnej światłości. Poeta, świadomy swej szczególnej roli i wagi sprawy, z jaką przyszło mu się mierzyć, „niweczy piórem ciemność”, tak jak bohater utworu Muszelki, kamyki. Artysta obdarzony wtajemniczeniem stara się dążyć do tego, by „odwrócić ku jasności ostateczne pytanie” – w ten metaforyczny sposób została ujęta praca rzeźbiarza Michała Milbergera w liryku Pożegnalna wieczerza. Tu kryje się istota i posłannictwo pracy artysty w ogóle, co Tomsia podkreśla w swej poezji. Wyjątkowość twórcy musi charakteryzować się umiejętnością uchwycenia niezwykłości płynącej z metaprzestrzeni i przekazania tej iluminacji w obrazie, rzeźbie, słowie. „Wersy przecież z tchnień, z błysków powstają – / nasycone głębszym widzeniem rzeczy / i jasnością naszego tu obecnego położenia” – czytamy w wierszu Miejsca znaczące. Znacząca jest i cała poezja Teresy Tomsi, która zagłębia się w tajemnice bytu oraz oświetla ciepłym blaskiem poznania tę szlachetną aktywność duszy, którą współczesność często stara się marginalizować i okrywać cieniem.
Tomasz Pyzik
Teresa Tomsia, Co było, co jest, Biblioteka Telgte, Poznań 2013