Przeczytaj recenzje
[xls child_of=6]
Wojciech Kaliszewski, Liryczne pożegnania
„Nowe Książki” 12/2022 s. 29-30
Teresa Tomsia zatytułowała najnowszy zbiór wierszy Liryki przedostatnie. Złączyła w ten sposób czas z poezją i nadała słowom wyraźny znak chronologicznej ulotności, ale zarazem przyznała im miejsce w swojej – autorskiej i osobowej – perspektywie tworzenia i zapisywania. To, co „przedostatnie”, poprzedza bowiem nieuchronnie nadchodzący kres. Jest pożegnaniem tego, co było. Taka jest kolejność rzeczy. Ale koniec nie musi budzić lęku i u Tomsi nie oznacza rozpaczy, buntu i niezgody. Jest za to w jej wierszach perspektywa głębokiej refleksji, namysłu i powagi wobec tego, co wiąże się z ostatecznym przemijaniem świata:
przetrwać godnie to wszystko,
co się nam co dnia przydarza,
pamiętać przestrogi, nie liczyć
na wiążącą odpowiedź,
nie oczekiwać zbyt wiele –
pogodnie powiedzieć
sobie i światu:
dobranoc
Nie jest to proste i łatwe, ale nie jest to niemożliwe. Istnieje przecież jakiś rdzeń etyczny, który pozwala nam przejść przez najtrudniejsze i najcięższe chwile. Wobec ostatecznej granicy życia, jaką jest śmierć, nie mamy innej ludzkiej tarczy poza godnością. A ona podsuwa nam nie tylko reguły, ale i słowa, które łagodzą ból pożegnania.
Liryki przedostatnie to opowieść o tych chwilach i ułamkach czasu, które dzielą nas od brzegu życia. Zbliżamy się do niego „nieuchronnie”, zadając pytania o to, co minęło i o to, co nadejdzie. I są to pytania otwarte, brakuje na nie odpowiedzi. Nieuchwytny jest bowiem czas pomiędzy przeszłością a przyszłością, choć – czas „zdąża tu nieśpiesznie”. W tym zderzeniu „ulotności” i „niespiesznego podążania” tkwi paradoks naszego życia. Żyjemy – po ludzku rozumując – w pułapce sprzeczności. Lęk miesza się w naszym życiu z nadzieją, instynkt i wyobraźnia pozwalają nam więc kluczyć pomiędzy granicami, czasami łudząc możliwością zanurzenia się w „(nie)istnieniu”. Ale to są tylko złudzenia, powiada poetka, dodając, że czas stawia nam „twarde warunki” i zawsze „bez wyjaśnienia: po co”. Wędrujemy na oślep, nie znając kierunku i gubiąc się wśród nie zawsze jasnych drogowskazów.
Wiersze, które złożyły się na Liryki przedostatnie, tworzą układ nie tylko poetycki, ale wyraźnie łączą się w szereg obrazów-rozbłysków o charakterze filozoficznym. Wskazuje on na obecność w tym zbiorze autentycznej miłości kierującej naszym poznaniem. Poetka cierpliwie odkrywa przed sobą i przed nami trudne i niejasne ścieżki. Stara się je rozświetlić i wyprostować. Często są to bardzo osobiste szlaki i tropy. Można by powiedzieć, że jej liryki mają w sobie ciężar biograficznego doświadczenia. Dlatego nie jest to poezja uskrzydlonych metafor i porównań, ale obrazów pełnych namysłu i refleksji nad realnym życiem i przemijaniem. W tej perspektywie poetka odczytuje to wszystko, co ją w życiu spotkało i co spotyka nadal. Przeżycia, rozmowy, wspomnienia i pytania o to, co będzie dalej, tworzą strukturę jej wierszy. To ich podstawa. Na niej wznoszą się i rozwijają konkretne sytuacje, opisy, obrazy. Wiele tych wierszy ma charakter apostroficzny. Kierowane i adresowane niewątpliwie bardzo konkretnie, potwierdzają wspomniany wcześniej wymiar biograficzny, ale – dzięki zachowanemu w nich dystansowi – mają wartość ponadindywidualną. Poetce udaje się połączyć te dwie perspektywy, zharmonizować je i tak poprowadzić, że żadna z nich nie traci sensu.
Odchodzenie i przemijanie, które Tomsia tak głęboko i przejmująco analizuje, wywołuje temat wieczności i nieśmiertelności. Czy tracąc wraz z doczesnością nasz świat, zyskujemy dar nieprzemijający i trwały w perspektywie wieczności? To pytanie także należy do struktury „liryków przedostatnich”. Kochamy bliskich nam ludzi, kochamy świat, który nas otacza, znamy wszystkie jego miejsca, ścieżki i zakamarki. Żyjemy wśród rzeczy codziennych i zwyczajnych. Często zachwyca nas to, co błahe, zbieramy okruchy, pamiętamy o jakichś szczegółach, pielęgnujemy drobne ślady przeszłości. To wszystko jest dla nas ważne, ale wyjątkowego znaczenia nabiera na tle rzeczy wielkich, zanurzonych w perspektywie nieskończoności:
dojrzeć naraz drobinę kurzu w locie
i błąd w wersie, gdy otwierasz
w sobie niewidzialną przestrzeń
Trzeba być uważnym, by nie stracić z pola widzenia tego, co kochamy i do czego tęsknimy. Niektóre wersy Tomsi przypominają aforystyczne wskazówki, mające pomóc w trafnych wyborach i życiowych decyzjach. W tych miejscach poezja styka się nie tylko z filozofią, także z życiowymi doświadczeniami i praktyką retoryczną.
Tom ma swoją wyraźną bohaterkę. Jest nią postać matki. Piękna relacja miłości, więzi i bliskości przedstawiona została przez poetkę w zbliżeniu, pozwalającym pochylić się nad osobą bliską kresu życia, chorą, może cierpiącą, nie zawsze już sprawną, ale wciąż promieniującą światłem dobra:
Matka o siwych włosach
wciąż szuka drogi do domu,
który dawno utraciła – wiedzie
swoją rodzinę wybraną
przed skałę osiedlowego
bloku, stuka laską,
aż otworzy się wejście.
Matka po prostu jest, jej obecność utwierdza nas w porządku świata. Chociaż ma coraz mniej sił i staje się coraz bardziej niedołężna, to przecież „Jej wysiłki nie są czynione/ na próżno”. Każdy jej krok, gest, słowo coś znaczą i na coś wskazują. Tomsia odsłania te chwile, które nieuchronnie prowadzą matkę poza granice czasu. Zresztą to niejedyne pożegnanie w tym zbiorze wierszy. Ale na pewno niezwykle ważne.
Teresa Tomsia potrafi pisać o rzeczach ostatecznych, o cierpieniu, utracie bliskich, o śmierci niezwykle delikatnie i zarazem bardzo autentycznie. Pisze spokojnie. W jej wierszach panuje harmonia między czysto ludzkimi emocjami a językiem. Wobec tego, co wiąże się z doświadczeniem przemijania i odchodzenia, powiada tak:
Przylgnąć, dać się wchłonąć
głębi, która przyciąga
i zagarnia.
Czy naprawdę łatwo pogodzić się z tym, co nas nieuchronnie czeka? Harmonia to efekt przyjętej postawy i zastosowania rygoru poetyckiego. Porządkuje on skalę smutku i tęsknoty, broniąc człowieka przed rozpaczą. Słowa pomagają przejść przez tę trudną chwilę. Słowna energia podtrzymuje w ten sposób człowieka wątpiącego i obezwładnionego smutkiem.
Zbiór Teresy Tomsi jest zbiorem bardzo różnych stylistycznie pożegnań. Każde rozstanie jest przecież inne i każde wywołuje swoiste emocje. I zawsze jest też jakaś przyszłość. Dlatego to są – i dobrze – „liryki przedostatnie”.
Teresa Tomsia, Liryki przedostatnie, Wydawnictwo „Flos Carmeli”, Poznań 2022
* * *
Irmina Kosmala, „Recogito” https://www.recogito.eu/o-kruchosci-istnienia-co-poezja-potrafi/
O kruchości istnienia – co poezja potrafi
W najnowszym tomiku poetyckim Teresy Tomsi Liryki przedostatnie (Flos Carmeli, Poznań 2022) jest coś z aury nabożeństwa. Czytelnik zasiada w „przedostatnim” rzędzie i wsłuchuje się w opowieści o utracie. Kolejne strofy oprowadzają po bliskich jej miejscach, przywołują zaprzyjaźnione osoby, mówią o tym, co obecne, co przeszłe, co przewidywane. Radość obcowania z drugim człowiekiem przeplata się tu, podobnie jak w modlitwie, ze smutkiem, tęsknotą i stratą. To prawda: boli istnienie, ale jeszcze bardziej doskwiera jego brak. W najnowszym zbiorze wierszy jesteśmy zatem świadkami kontredansu życia i śmierci.
Pamięć „ja” o minionym czasie, ludziach i zdarzeniach zawłaszcza mentalne przestrzenie, reorganizując po swojemu przypadkowy splot najważniejszych reminiscencji. Czasem wystarczy migawka wspomnienia – burgundowy szal z frędzlami podarowany poetce Julii Hartwig; innym razem są to obserwowane przez uchylone okno chłodne strugi deszczu, by znieruchomieć na chwilę, dać się ponieść wspomnieniu o przyjacielu Lechu M. Jakóbie, który ćwiczył się do życia, a pozostawił po sobie, o ironio, wiersze Ćwiczenia z nieobecności (2021). Czy też wtedy, gdy znienacka wydobywa się na wierzch myśl przywołana z dzieciństwa, gdy pomogło się ubogiej kobiecie pociągnąć przez chwilę jej brzemię – dyszel ciężkiego wozu wypełnionego po brzegi więdnącymi w słońcu warzywami, których nikt już nie kupi (I nagle to miejsce).
Można zauważyć, że owe reminiscencje raczej nie są łagodne, rzadko kiedy nadaje im poetka rys nostalgiczny (jak we wspomnieniu o kresowych krewnych Nie martw się, duszko). Najczęściej dręczą, przygnębiają, budzą atawistyczny lęk przed nieuniknionym. Czy w takim razie liryka, a zatem krótka, esencjonalna próba ujarzmienia myśli o utracie, pozwoli się od nich uwolnić po ich wybrzmieniu?
Autorka W cieniu przelotnego trwania (2021) świetnie zdaje sobie sprawę z ważkości słów, z ich wielowiekowego, nabrzmiałego znaczeniami istnienia w ludzkim krwiobiegu, ale zarazem i z ich ułomności – niewyrażalności – jak w wierszu Poetycki poranek:
(…)
Czy słowa są wierniejsze od zwierząt i ludzi –
wypowiedziane nigdy nie zaginą, krążą
w cytatach, w myślach, błądzą na papierze,
a jednak, chociaż powtarzane – tak niewiele
o tym, co jest niedostępne, mówią.
Zawodzą słowa, bo zawodzą uczucia – miłości, przyjaźni, dobroci… Zawodzi sygnał telefonu i kartka z podróży. Pozostaje ciepłe wspomnienie minionego czasu niczym wywołane w ciemni zdjęcie. Refleks światła. Odbijają się w nim sprawy, o które tępią się najmądrzejsze słowa, ale do których wierna pamięć uporczywie powraca niczym w wirze tornada. Rotują w nim wspomnienia dotyczące najbliższej rodziny, z których najboleśniejsza jest ta o matce Zofii, Sybiraczce żegnającej się ze światem po trudach życia. Dalej przysiadają przy nas tchnienia dawnych spotkań przyjaciół poetów, których już nie ma: Macieja Niemca, Jerzego Ł. Kaczmarka, czy pedagoga Grzegorza Liczbańskiego.
W dramat (nie)istnienia rozpisana na strofy zostaje również wojna toczona przez Rosję na ukraińskiej ziemi, jak choćby w wierszu Nie chcą uwierzyć: „Wkracza do miasta Bucza demon w rosyjskim/ mundurze – pali domy, strzela do dzieci,/szpitale z ziemią zrównuje”. Lecz i w obliczu potwornej zbrodni, jaka dzieje się na naszych oczach, poetka nie traci nadziei, gdy woła w publiczną przestrzeń: „Odnajdę ciebie wszędzie/ dziewczynko z Ukrainy/ z wypisanym ręką matki/ imieniem na plecach” (Po imieniu zawołam). Od nihilizmu ocala wiara w dobro i potęgę Transcendencji. To, co nas spotyka, nie dzieje się przypadkiem, ma swój nierozpoznany przez nasze oko sens. W chaosie rodzą się gwiazdy, z tornada natrętnych wspomnień powołane do życia zostają niezwykle osobiste, substancjalne wiersze, których ciężar odczuwamy jeszcze długo po wybrzmieniu ostatniego wersu. Bo „(…) Ktoś tu jeszcze żyje, uprawia glebę” (Przylgnąć).
Przepiękna okładka stanowiąca panoramę Paryża autorstwa Mony Tomassi to swoiste preludium do niektórych liryków przywołujących wspomnienia kulturalnej stolicy świata i ludzi, z którymi poetka była zaprzyjaźniona. Na czwartej stronie okładki ujrzymy z kolei artystyczne zdjęcie autorki Liryków przedostatnich wykonane przez Marka Wittbrota. Można doszukać się w nim metafory domykającej wieko zawartych w niniejszym tomiku utworów o przemijaniu. Zamyślona, lekko uśmiechnięta młoda kobieta z przechyloną głową, wydaje się zapatrzona w mijającą chwilę. To z pewnością dobra myśl, świeża, nie skażona jeszcze czasem i goryczą rozstań. Za bohaterką zdjęcia widzimy dwie rzeźby. Zastygłe, skończone dzieła. Zimne i kruche – jednak trwa pamięć wykuta artystyczną ręką rzeźbiarza Michała Milbergera i poruszają wersy Macieja Niemca, poety, który w Paryżu stał się już legendą. Poznańska poetka pisze o nim z podziwem i zrozumieniem jego trudnych życiowych wyborów „na paryskim bruku”, a zamieszczone cytaty, motta podkreślają piękno jego strof (M. Niemiec: „Chcesz istnieć? / – Nie odpowie na to wiersz (…) każde następne słowo / przynosi ratunek i każde / przynosi ból, brak / puenty, brak opatrunku”).
W liryku Teresy Tomsi odnajdujemy to, co poezja potrafi – połączyć odległe światy, ożywić, co odeszło : „I zdążałam ku światłu, aby nas ujrzało,/ poczuło tętno, przywołało życie, gdy w chłodzie /ciemni rozmawiamy nieraz cichymi strofami,/ próbując ocalić w jednym niemym zdaniu/ piękno nieuchwytne – dojrzeć w nim coś/ rzeczywistego, co nie jest jedynie/ śladem opłatka śniegu w locie/ roztartym na szybie” (Co odeszło).
Irmina KOSMALA
Irmina Kosmala (1976) ur. w Gnieźnie. Poetka, recenzentka, animatorka kultury, polonistka i mgr filozofii. Autorka prozy Złuda (VipArt, 2020). Współtwórczyni i prowadząca dwóch festiwali literackich: gnieźnieńskiej Nocy Poetów: „Słowo-tok” oraz „Pretekstów”, współautorka miejskich dyktand ortograficznych „O złotą stalówkę”, inicjatorka comiesięcznych spotkań literackich oraz – od piętnastu lat redaktor naczelna Kuźni Literackiej: www.kuznia.art.pl. Mieszka na Dalkach w Gnieźnie.