Zapytaj wraz ze mną : Co się dzieje w tobie? Co w okół w nieustającym ruchu się staje?
Że wątpisz i szukasz wciąż nowych słów, aby opisać doznane...
Witam serdecznie Przyjaciół i Czytelników na mojej stronie!

Przeczytaj recenzje

[xls child_of=140]

Dom ze słów

(Posłowie)

Teresa Tomsia w książce Dom utracony, dom ocalony buduje wielowarstwową i wielogłosową opowieść o swojej rodzinie, jej wędrujących domach i trudnej polskiej historii. Nadrzędna staje się dla autorki figura Domu, rozumianego tu na kilku współistniejących poziomach: realnym, mentalnym, mitycznym, literackim. Dom jest tu bowiem nie tylko tematem, ale uwieloznaczniającą się figurą, stanowiącą dominantę i główny punkt odniesienia licznie przytaczanych opowieści. Najpierw pojawiają się domy rzeczywiste, kolejne miejsca zamieszkania, istniejące fizycznie w czasie realnym, drobiazgowo i z pietyzmem opisywane przez autorkę i jej bliskich. Przede wszystkim więc utracony, przedwojenny dom Mamy w Słonimie na Ziemi Nowogródzkiej, stojący przy ulicy Piłsudskiego (dziś Sowietskaja), niedaleko dworca kolejowego, postawiony po wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku, z jego pięknym ogrodem, sprzętami, atmosferą, sąsiedztwem. Po nim pojawiają się także inne domy: majątek drugiej babci z dworkiem w Sokołowie, mieszkanie w Wołowie, gdzie urodziła się autorka na piętrze poniemieckiego domu przy ul. Stalina (potem Gomułki i Obrońców Lwowa), i najbliższy jej sercu związany z dzieciństwem dom w Świdwinie na Pomorzu – również poniemiecka posesja dzielona z sąsiadami, wreszcie współczesny blok na osiedlu Piątkowo w Poznaniu, gdzie mieszka dzisiaj.

Najważniejszy dla opowieści, stanowiący idealną matrycę wszystkich późniejszych domostw, jest ten pierwszy, opuszczony po wkroczeniu Sowietów dom rodzinny matki, który urasta do metafory szczęśliwego dzieciństwa, utraconego azylu, jakiego pozbawiono dwunastoletnią Zosię Gołacką; wyidealizowany we wspomnieniach dom realny wpisuje się w ten sposób w myślenie mityczne. Dom realny rozrasta się również do rozmiarów „małej ojczyzny”, tej położonej na Kresach, nad rzeką Szczarą, która łącząc się z Issą, była jednym z dopływów Niemna. Staje się tym samym także domem intertekstualnym, zanurzonym w nurt literackich i autobiograficznych wspomnień Kresowiaków powracających w swej twórczości do rodzinnej ziemi i budowanej na niej tożsamości, mającym swe Mickiewiczowskie źródło i Miłoszowskie korzenie. To wreszcie dom zbudowany z pamięci i przez pamięć pielęgnowany, dom mentalny opowiadany i przeżywany na nowo przez bohaterów opowieści w ich wspomnieniach. I w końcu dom poetycko spisany i przetworzony w wierszach Teresy Tomsi, które stanowią nadrzędną ramę kompozycyjną książki, inkrustując i w swoisty sposób porządkując relacje poszczególnych postaci. Poetyckie „nostalgie” autorki są tu nie tyle dopełnieniem czy ornamentem dla autobiograficznej historii, ale stanowią liryczny pretekst, punkt wyjścia dla rodzinnych opowieści, które wiersze te uzupełniają i tłumaczą.

Te zwłaszcza poetyckie „wariacje na domy” stanowią ciekawą propozycję autorską. Np. w “Słonimskiej nostalgii”, inicjującej książkę, następuje odwrócenie utrwalonych w tradycji znaczeń związanych z domem: tym razem to nie człowiek zdąża do Domu, jako miejsca znaczonego trwałością, stabilnością, bezpieczeństwem, ale „stare domy” jak wierne psy podążają za ludźmi, przypominając im o niezbywalnych, odwiecznych wartościach, których są znakami. „Stare domy wędrują za nami. Brakuje nam ich zapachu, skrzypienia podłogi i obecności dziadków w nowoczesnym osiedlowym bloku…” – powie później autorka w jednej z licznych autorefleksji, przenikających opowieść. W poetycko zorientowanej historii Tomsi to właśnie mentalne domy pamięci, domy z przeszłości, stanowiące jednocześnie skarbiec wartości i gwarancję tożsamości, doganiają swoich byłych i niedoszłych mieszkańców, dopominają się o miejsce w ich pamięci i odciskają na ich biografiach niezatarte piętno. Autorka stawia sobie za cel opisanie i utrwalenie utraconego, rodzinnego domu swojej Mamy, Zofii Gołackiej, zaś kolejne zamieszkiwane przez nią domy zabierają ją w literacką i autobiograficzną drogę – są wciąż ruchome, wykorzenione, zamieszkiwane na chwilę tylko, odwiedzane i porzucane w pamięci, bo tak naprawdę stanowią niedoskonały, nieudany substytut pierwszego, wyidealizowanego, symbolicznego Domu matki.

Ważne w tej książce staje się samo opowiadanie domu, jego utrwalanie w słowie, pamięciowe i literackie przetwarzanie. Opowiadanie ma wymiar przede wszystkim hermeneutyczny, ale stanowi również swoistą formę autoterapii literackiej oraz etyczny nakaz przekazania prawdy o przeszłości. Opowiedzieć dom matki to opowiedzieć historię wielopokoleniowej rodziny i fragmentu polskiej historii, ocalić od zapomnienia zakłamywane przez lata fakty, przywrócić należną wartość ludziom, o których dziś wciąż się niedostatecznie pamięta. Opowiedzieć dom matki to także unicestwić się wraz z nim w tej opowieści i wykrzyczeć w niej jego ból, cierpienie rodziny, spełniający się wielokrotnie w jej historii koniec świata. Opowiedzieć dom matki oznacza dla autorki również poznanie własnej tożsamości i nadanie sensu osobistej biografii, która staje się jednym z wątków tej książki, dominującym zwłaszcza w końcowych jej partiach. Dla Teresy Tomsi pisanie i spisywanie tej historii jest bowiem jak powrót do domu, do korzeni, potwierdzenie swego miejsca w świecie i wpajanego kodeksu wartości. Opowiadanie domu matki staje się wreszcie autorefleksyjną wiwisekcją własnej twórczości oraz próbą wytłumaczenia się z dominujących w niej autobiograficznych motywów i nadrzędnego poetyckiego tematu.

Ożywcze dla opowieści jest przeplatanie się różnych ujęć narracyjnych, języków i dyskursów. Poznajemy historię rodzinnego miasta matki, jego historyczną i geograficzną przestrzeń, jego mieszkańców i przedwojenną atmosferę. Tej dokumentalnej, niekiedy nieco encyklopedycznej relacji przeciwstawia się błądzenie pamięci w rozbudowanych, rozrastających się składniowo i metaforycznie zdaniach, ujawniających autorski punkt widzenia. Trzon książki stanowią jednak autentyczne opowieści tytułowej bohaterki, albo przytaczane bezpośrednio przez autorkę, albo przez nią powściągliwie referowane. Wielopodmiotowość oglądu zapewniają również relacje pozostałych członków rodziny – spisane po latach wspomnienia braci Mamy: Bogdana i Tadeusza oraz fragmenty z pamiętnika Aliny, najstarszej córki Gołackich. Powstaje ciekawy melanż języków, uruchamiających różne perspektywy, odmiennie oświetlających tę samą historię, choć we wszystkich dominuje rzeczowość i zwięzłość ujęcia, tamująca ekspresję uczuć. Do relacji dołączają dokumenty rodzinne, zachowane zdjęcia, list babci Walerii i jej wnuczki Tereski, ale też cytaty z wypowiedzi socjologa o sowieckich deportacjach Polaków czy komentarze autorstwa Pawła Huellego. Swoista redundancja informacji nie jest tu jednak zbytecznym nadmiarem, ale służy podkreśleniu węzłowych miejsc opowiadanej historii, uwiarygodnieniu jej i dopełnieniu dzięki uruchomieniu wielu perspektyw. Indywidualna historia staje się tym samym fragmentem historii powszechnej, jej potwierdzeniem i uszczegółowieniem.

Nakładające się na siebie opowieści uobecniają zatem te same wydarzenia: wejście wojsk radzieckich do Słonima 17 września 1939 r., aresztowanie ojca Zofii Gołackiej, deportacja jej matki z dziećmi do Północnego Kazachstanu, ciężkie lata upokorzeń i cierpień za Uralem, repatriacja do Polski w 1946 r. i próba ponownego się w niej zadomowienia. Każda z nich wydobywa jednak inne szczegóły, dopełnia historię osobistymi emocjami, uwrażliwia na indywidualny punkt widzenia. Rozbudowana relacja matki autorki, zajmująca objętościowo najwięcej miejsca, stanowi głęboko poruszające świadectwo fragmentu polskiej i indywidualnej historii, w zdyscyplinowany i emocjonalnie stonowany sposób obnażając tragiczne losy polskich zesłańców, ich nadludzki wysiłek przetrwania i próbę zachowania narodowej tożsamości. Wstrząsające wrażenie pozostawiają opisy podróży zesłańców w bydlęcym wagonie, śmierci ojca w łagrze w Uchcie i narodzonej wkrótce po przybyciu na Sybir siostrzyczki Zosi – Teresy (po niej autorka odziedziczyła imię), pracy dzieci ponad siły w kołchozie, upokarzającego zdobywania jedzenia, wyniszczających organizmy chorób, przesłuchań prowadzonych przez NKWD oraz wymuszeń zgody na przyjęcie obywatelstwa sowieckiego, corocznej walki o przetrwanie surowej zimy czy kolejnego „domu”, którym tym razem dla rodziny Gołackich stała się ziemianka we wsi Ostrowka. Szczególną wyrazistość zyskują ocalone w pamięci, drobiazgowo przytaczane, często metaforyzujące się wydarzenia, jak scena wszywania przez babcię Walerię Gołacką szkaplerzy w ubrania radzieckich żołnierzy, idących na fiński front, czy ocalenie świętego obrazka, przed utratą którego podczas wywózki na Wschód ustrzegł w cudowny sposób ciągnący furmankę koń; w pamięci pozostaje też pełen determinacji jej odważny protest, gdy w obronie swych dzieci wykrzykuje prosto w oczy radzieckiej władzy gorzkie słowa prawdy.

Z prostym językiem przytaczanych wspomnień członków rodziny kontrastuje nieco patetyczny styl autorskiego komentarza, popadający czasem w zbytnią deklaracyjność. Wynika to zapewne ze świadomości, że to, co najważniejsze, nie może zostać zamknięte w lekkich, zwyczajnych słowach, a także z autorskiego starania, by rodzinna opowieść nie przemieniła się w ckliwe, sentymentalne wspomnienie, lament nad przeszłością czy litanię doznanych krzywd. Mimo wszystko wielogłosowo opowiedziana historia nie pozostaje „prosta jak codzienna rozmowa”, jak chciałaby autorka – jej komentarze bowiem i autorefleksyjne ujawnienia nieustannie uwznioślają autentyczne, proste relacje bohaterów, a liryczna rama uwieloznacznia i uniwersalizuje ich opowieści.

Niezaprzeczalną wartością książki Teresy Tomsi Dom utracony, dom ocalony pozostaje uzmysłowienie niedostatecznie jeszcze opisanego rozdziału naszej polskiej historii: ukazana z indywidualnej perspektywy historia przywraca pamięć tym razem nie o Katyniu i zamordowanych w nim polskich oficerach, ale o ich represjonowanych żonach i dzieciach, deportowanych w głąb Związku Radzieckiego i ich katorżniczej drodze do ojczyzny: „Sybiracy muszą i dziś walczyć o swoje godne miejsce w polskim społeczeństwie. Nieustannie staramy się o słowo pamięci – jak dawniej o kawałek chleba”, pisze starszy brat Mamy, Tadeusz. Ów powrót deportowanych do ojczyzny ujęty zostaje w opowieści w metaforę bezdomności: Byłam deportowana. Nie jestem stąd. Ziemia Nowogródzka jest moim domem – powtarza nieustępliwie matka, gdy urzędnicy skreślają w jej życiorysie słowo „deportowana” [w głąb Związku Radzieckiego] i zastępują je przez „przebywała” [w ZSRR] Tomsia pokazuje, jak po raz kolejny historia i polityka wkracza gwałtownie w życie rodzin, determinując nie tylko ich teraźniejszość, ale i przyszłość. Płaszczyzny czasowe w opowieściach nieustannie się bowiem ze sobą tasują, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość splecione zostają nierozerwalnym węzłem zależności, tradycji i pamięci. W ten sposób historia deportowanych wciąż trwa, bo odbija się na ich aktualnym życiu i wpływa na losy potomków wywiezionych. Kolejne domy przesiedleńców stanowią próbę budowania i ocalania ich tożsamości na nowym miejscu – mieszkanie w bloku na Piątkowie nie istniałoby jednak bez tego w Słonimie – „trudno im żyć w ciasnych mieszkaniach bez ogrodów, znanych często jedynie z rodzinnych opowieści. Ogród opowiedziany znaczyć może więcej niż rzeczywisty. Przywoływany w pamięci intensywniej pachnie i przybiera wciąż nowe odcienie”.

I na tym autorce chyba najbardziej zależy: chce utrwalić zapamiętane historie, ocalić je w opowieści, nadając im literackie natężenie, wzmożoną poetycko obecność. Nadrzędnym tematem tej książki jest bowiem tęsknota za Domem wielopokoleniowym oraz próba jego odbudowania w pamięci – poprzez dokumenty, wspomnienia i rozmowy z ludźmi, ale przede wszystkim ogarnięciu go w metaforze. Autorce chodzi o to, by powiedzieć prawdę, a właśnie poezja, w paradoksalny sposób, mimo swej literackości i fikcyjności, jest w stanie wyrazić ją najdobitniej. „I dlatego, wiedząc o tym, zaczęłam pisać wiersze o przeżyciach mojej Mamy, o jej powrocie zza Uralu, o naszym rodzinnym zmaganiu się o tożsamość w miasteczku przesiedleńców. Żeby matka była prawdziwie. Żeby matka żyła w wierszu”, powie zainspirowana tomikiem Tadeusza Różewicza Matka odchodzi. Stąd owo, decydujące o oryginalności książki, współistnienie żywiołu dokumentalnego i poetyckiego, autobiograficznego i autorefleksyjnego w tej autentycznej opowieści ujętej w literackie ramy. Teresa Tomsia składa w niej dla Mamy – i dla samej siebie – „dom ze słów”, próbując poprzez zapis odbudować na zawsze utracony Dom – znak bezpieczeństwa, azylu, trwałości, wartości: „Kim jestem?” – pyta – „Mój dom zaczyna się w poezji…”. Istotna jest jednak świadomość, że owa próba odbudowywania domu zawsze pozostanie w części nieudana, by móc być ponawiana; Dom za każdym razem, w każdym wierszu musi być ustanawiany od nowa. Dotyczy to także czytelnika, który przeczyta tę książkę.

Joanna Grądziel-Wójcik

*

“Pogranicza” 5/2009:

Dom pamięci

Należałoby zacząć od początku, a zatem od pytania, jakie autorka Domu utraconego domu ocalonego zadaje w Postscriptum książki: “jak oddzielić to, co prywatne od tego, co publiczne?” (s. 192). Czytając tekst Teresy Tomsia, wolałabym zapytać o rzecz odwrotną, poniekąd zawartą w postawionym przez nią kolejnym pytaniu: “Jak opowiedzieć wspólną historię państwa i narodu, obywatela i człowieka?” (s. 192). Jak połączyć prywatne z publicznym tak, by żaden z dyskursów na tym nie ucierpiał? Dalej, w przypadku książki Tomsi, należy zapytać, jak czytać połączone ze sobą dyskursy. I wreszcie, jak o nich mówić? Czy rzeczywiście należy odczytywać je rozłącznie? Zbiór wspomnień przedstawiony czytelnikowi zawiera w sobie wiele form, takich jak narracja autobiograficzna, przedruki dokumentów, listów, fotografii, lirykę czy fragmenty tekstów innych autorów, nawiązujących do poruszanej przez Tomsię tematyki. Tworzy to swoistą hybrydę czytaną raz jako literaturę, raz jako tekst autobiograficzny, a jeszcze innym razem jako podręcznik do historii. Dom utracony dom ocalony można potraktować jako bezsporne pouczenie o obowiązku pamięci, wówczas niezgoda jest niemożliwa. W tym przypadku opowieść Tomsi zapełnia puste miejsca w histori Polski. Jednak kiedy tekst jest czytany w kontekście jej prywatnej historii, wówczas sytuacja staje się odwrotna, niedopowiedzenia związane z życiem rodziny autorki zamiast zapełniać, pogłębiają widoczne luki.

Intencją autorki Domu utraconego domu ocalonego jest pragnienie nieustannego odświeżania pamięci o losie rodzin zesłanych na Sybir. Przywołanie losów babki Teresy Tomsi, Walerii Gołackiej zesłanej 13 kwietnia 1940 roku wraz z piątką dzieci na Sybir, wynika nie tylko z pragnienia zapisania prywatnej historii rodziny Gołackich. To także poczucie obowiązku mówienia o bolesnym rozdziale historii Polski, który wciąż nie został jeszcze ostatecznie zapisany. Tomsia chce opowiedzieć o dzieciństwie, które rozpoczyna się w domu z ogrodem w Słonimie, w mieście (obecnie należącym do Białorusi), którego historię autorka przytacza, posiłkując się wspomnieniami powstańców zsyłanych na Syberię po upadkach kolejnych powstań narodowowyzwoleńczych. Słonimski dom kupiony przez dziadków autorki utrwalony zostaje jako miejsce na poły mityczne. “Ogród opowiedziany znaczyć może więcej niż rzeczywisty. Przywoływany w pamięci intensywniej pachnie i przybiera wciąż nowe odcienie” (s. 65). Dom na kresach to dom szczęśliwy, bezpieczny, religijny, a wreszcie tolerancyjny, gdzie wartością nadrzędną jest ojczyzna oraz rodzina. W narracji Tomsi dom zostaje przekształcony w metaforę tęsknoty za tym, co utracone, do czego powrócić już nie można.

W momencie deportacji matka Teresy Tomsi miała zaledwie kilkanaście lat. Wraz z ciężarną wówczas matką, starszą siostrą Aliną oraz braćmi Tadeuszem, Bogdanem i Marianem zostaje przetransportowana pociągiem towarowym za Ural do wsi Ostrowka. W 1946 roku, po ogłoszeniu repatriacji, powracają do Polski, osiedlając się na terenach poniemieckich. Ojciec Zofii, starszy sierżant sztabowy Bronisław Gołacki aresztowany przez NKWD w styczniu 1940 roku, umiera w Łagrze w Uchcie w sierpniu 1941 roku.

Tak powstaje świadectwo stworzone poprzez wielogłosową opowieść. Wspomnienia, jakie zamieszcza w książce autorka, są bowiem relacją nie tylko matki, Zofii, lecz także jej rodzeństwa – fragment pamiętnika starszej siostry Aliny, wspomnienia braci, Tadeusza i Bogdana. Za każdym razem czwórka z zesłanego rodzeństwa przywołuje z innej perspektywy moment rewizji, wywózki na Sybir, ciężki byt na kazachskiej ziemi i wreszcie nieławy powrót do ojczyzny. Tomsia zwraca uwagę, iż powracający zesłańcy nie mogli liczyć na właściwą opiekę medyczną, psychologiczną czy socjalną. Jak wspomina Bogdan Gołacki, powrót niósł ze sobą bolesne rozczarowanie: “Do Polski przyjechałem z zapaleniem szpiku kostnego, z nóg wyciekała ropa. Po przebytych chorobach – malarii i tyfusie – kilkakrotnie traciłem siły i mowę, byłem jak szkielet i musiałem się na nowo uczyć chodzić i mówić. Tak samo musiałem się nauczyć żyć na nowo w ojczyźnie, która przez sześć lat zmieniła się tak bardzo, że czuliśmy się w niej niechciani” (s. 105).

Dodatkowym “świadectwem” jest milczenie, brak relacji najmłodszego brata Gołackich – Mariana. W jego imieniu głos zabiera sama autorka, mówiąc o cierpieniu, jakie przeżył jej wuj: “Trauma nagłej utraty ojca i syberyjskiej udręki wyrzeźbiła w psychice sześcioletniego chłopca tak głębokie bruzdy, że wewnętrzny konflikt między wyobrażeniami dziecka o życiu rodzinnym a rzeczywistością nie opuścił go do dziś. Na samo przypomnienie tamtych czasów zaczyna wzbierać w nim niepokój, nie chce opowiadać o Słonimie ani o dzieciństwie spędzonym na kazachstańskich stepach, ani o kilku latach studiów w komunistycznym kraju. Krzywda, jaką wyrządził mu los rękami nieprzyjaciół Polski, nie może zostać zrównoważona, w niczym nie potrafi znaleźć ukojenia” (s. 163).

Krótkość rozdziałów poświęconych relacjom rodzeństwa matki wskazuje na to, iż autorka musiała dokonać wyboru z tego, co zostało opowiedziane, poszukać punktów stycznych opowieści, by tworzyła ona całość. Powtarzające się we wspomnieniach opowieści powracają w postaci metafor w wierszach Teresy Tomsi. Zatem wspomnienia stają się kluczem do interpretacji poezji autorki.

Dom utracony dom ocalony porusza problem potrzeby posiadania, a nawet tworzenia symboli pamięci. Takim symbolem pamięci zbiorowej jest wielokrotnie przedstawiany na fotografiach pomnik Ofiar Katynia i Sybiru w Poznaniu. Podobną funkcję pełni fotografia płaskorzeźby księdza prałata Zdzisława Jastrzębiec-Peszkowskiego – Kapelana Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie odsłonięta w Sanktuarium Katyńskim w kościele dominikanów w Poznaniu czy tablica ku pamięci Bronisława Gołackiego w tymże sanktuarium. Jednak co można poczytać za symbol pamięci prywatnej? Długie, ciemne włosy babci Walerii, które przedstawia jedna z fotografii, w wierszach Tomsi przekształcają się w symboliczny atrybut: “przyjechałaś do domu za parkanem / w długim bylęcym wagonie / zza śniegów Uralu wschodziła tarcza twojej twarzy / z wszą jak perłą w koronie warkoczy / boso i bezzębnie prowadziłaś na wodzy / pragnienia gotowe stanąć w progu jak dziecko” (s. 126).

W innym miejscu włosy Walerii Gołackiej wspomina jej syn: “Mama miała poczucie humoru i gdy opowiadała nawet o bardzo trudnych przeżyciach, potrafiła żartować, co podobało się wnukom, bo młodzi przecież nie rozumieli, czym jest deportacja, głód i poniewierka. Chłopcy ogrywali babcię w tysiąca, a dziewczynki walczyły o kolejkę, by rozplatać piękne warkocze, które mama nosiła upięte klamrami w wieniec z tyłu głowy jak zsuniętą nonszalancko koronę” (s. 110).

Obraz pięknej, niezłomnej matki o łagodnym wyrazie twarzy podtrzymuje autorka, mówiąc o życiu babci Walerii w kategorii żywotu hagiograficznego. Dla niej babka jest osobą świętą, nie ma zatem możliwości ukazania jej jakiejkolwiek słabości. Niewątpliwie silna więź pomiędzy wnuczką a babcią zostaje również ukazana poprzez zamieszczone w książce listy. Poza fotografiami listów czytelnik otrzymuje także ich treść przedrukowaną w tekście. Podobnie jest w przypadku matki autorki. U Tomsi Matka (pisana wielką literą!) staje się symbolem pełnej miłości opiekunki zastępującej utracony dom z ogrodem. To ona “posiadła tajemnicę dobrej rady” (s. 183). Wpleciony w narrację fragment z dziennika Różewicza o matce jest potwierdzeniem tego, iż matka może żyć w wierszu. Zatem matka zyskuje nieśmiertelność poprzez liryczny wyraz pamięci. Poezja w przypadku Teresy Tomsi była także jedynym językiem, jakim można było opowiedzieć przeżycia matki, wówczas gdy cenzura PRL uniemożliwiała mówienie o doświadczeniach rodzin wywiezionych na zsyłkę czy o zbrodni w Katyniu. W dokumentach matki autorki słowa “deportacja w głąb ZSRR” zostały zamienione na “przebywała w ZSRR”. Tomsia zaczęła opowiadać o swojej rodzinie poprzez poezję, tworząc, jak sama określa, poetycki pamiętnik: “I dlatego, wiedząc o tym, zaczęłam pisać wiersze o przeżyciach mojej Mamy, o jej powrocie zza Uralu, o naszym rodzinnym zmaganiu się o tożsamość przesiedleńców. Żeby matka była prawdziwie. Żeby matka żyła w wierszu” (s. 133).

W narracji Teresy Tomsi ukazany jest sposób budowania rodzinnej historii. Poprzez otrzymanie imienia po urodzonej i zmarłej na Sybirze najmłodszej córce Walerii Gołackiej. Potrzeba zachowania symbolicznych pamiątek jest równie silnie widoczna przy okazji wspomnienia złotego pierścionka z rubinem. Babka Tomsi oddała pierścionek za wiadro szarej mąki młynarzowi w Ostrowce. Pierścień pojawia się w wierszu List do wnuczki poświęconym pamięci babci Walerii: “[...] oddałam wojnie swoje piękno / złotym pierścionkiem zaślubiłam się / z głodem / teraz ty jesteś nieskończonością / kiedy tak biegniesz ku mnie / bezbronna / a dzień w tobie rozpala się jak lipiec” (s. 172). W czerwcu 1975 roku, kiedy autorka ukończyła studia magisterskie, jej matka zabrała ją do jubilera i kupiła pierścionek z rubinem. Chciała, aby jej córka nosiła pierścionek podobny do tego, który niegdyś był w posiadaniu rodziny.

Utrata domu w Słonimie wymaga rekompensaty, dlatego autorka sięga po fotografie, na których został uwieczniony moment świątecznych biesiad w rodzinnym domu matki. Dzięki temu mit szczęśliwego dzieciństwa chwilowo zostaje wskrzeszony. Jednak pod naporem dalszych kolei losu rodziny Gołackich musi zostać zburzony. Następne zdjęcia przedstawiają budynki, w których mieszkała Zofia (już wówczas żona Michała Chałupki) po powrocie do Polski. Tęsknota rodziców za domem z dzieciństwa, jaki zatrzymali we wspomnieniach, konfrontowana jest z metaforą wiersza Dom, w którym zamiast domu są ruiny z martwym ogrodem. Kolejne mieszkania zajmowane przez Chałupków są obce dla ich mieszkańców, pozbawione ducha przodków. Poczucie tymczasowości zostaje zaszczepione także w pokoleniu autorki. Poniemieckie grunty, które zasiedlali przesiedleńcy, przez długi czas nie mogły być wykupione na własność. Zatem w poezji Tomsi przydomowy, zarośnięty ostem ogród jest skażony chorobą, ugorem, z którym trzeba podjąć walkę.

Zbiór fotografii pozwala ułożyć rodzinną historię na nowo. Jest to nie tylko pamiątka, na której zachowane są wizerunki przodków czy kolejne domy zamieszkiwane przez rodzinę autorki. Widać tylko uśmiechnięte twarze, stanowiące opozycję do smutnej historii. Fotografujemy się bowiem w momentach szczęśliwych, tych, które chcemy długo pamiętać. Cóż jeszcze chciałoby zatrzymać się w kadrze? Czytelnik otrzymuje odpowiedź poprzez następne fotografie, na których został uwieczniony moment oddawania hołdu poległym Sybirakom, świadectwo uczestnictwa w kolejnych rocznicach deportacji Polaków. Poznański pomnik Ofiar Katynia i Sybiru, a wokół niego zgromadzeni Zofia Chałupka, jej córka Teresa, zięć Eugeniusz Tomsia i wnuk Bartek. Kolejna fotografia przedstawia matkę autorki z wnukami, Moniką i Bartoszem – dziećmi Teresy Tomsi. Te fotografie stanowią dowód pamięci o poległych. Autorka w ten sposób tworzy definicję swojej rodziny, jako następujące po sobie pokolenia scalone silną więzią pamięci i szacunku należnego przodkom.

Wszystko to, co zostało utracone przez przodków autorki, to, co może zawrzeć się w szeroko rozumianym pojęciu domu, Teresa Tomsia stara się ocalić poprzez utrwalenie pamięci w zapisanych wspomnieniach. Dom został odbudowany w pamięci. Teresa Tomsia opowiada o swojej babce, matce, a także o sobie, jako o przykładzie z pokolenia Kresowiaków wychowanych na Pomorzu. W tym miejscu mówi o swoim dzieciństwie, współpracy z kabaretem “Tey”, sukcesach literackich, mężu Eugeniuszu oraz o ich dzieciach.

Jeśli przyjąć, iż Dom utracony dom ocalony to przede wszystkim opowieść o kobietach, nie można zapomnieć o jeszcze jednej kobiecie, matce… o ojczyźnie, której “po latach, dniach, godzinach bez nadziei / rysy tężeją, nadchodzi depresja [...]”. Wówczas zmęczona ojczyzna: “Zapomina o makijażu obietnic. / (Trzeba było zabrać się za siebie wcześniej)” (s. 187). Ona wśród opisanych przez Tomsię kobiet wydaje się najmniej doskonała.

Urszula Bielas-Gołubowska

*

“Tygiel Kultury” 1-3/2010:


Jak opowiadać trudną historię

w 70. rocznicę zsyłek Polaków na Sybir

13 kwietnia został ustanowiony przez Sejm RP jako Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej dopiero w listopadzie 2007 roku, lecz warto wyrazić zadowolenie, że wreszcie mamy w polskim kalendarzu tę ogólnonarodową datę pamięci zbiorowej. 13 kwietnia 1940 roku to także ważna data (po 10. lutego) drugiej masowej zsyłki na Sybir polskich rodzin z Kresów Wschodnich, jest więc dniem pamięci o setkach tysięcy zesłańców w głąb ZSRR. Tylko część z nich po kilku czy kilkunastu latach katorgi i tułaczki miała szansę powrócić do swojego kraju, ale już nie do swoich domów. Do dziś w północnym Kazachstanie i na wielu innych terenach dawnego Związku Radzieckiego żyją potomkowie skazanych za wierność swojej polskości, tradycji, kulturze. Dlatego w celu przypomnienia trudnej, mało znanej, a tak bolesnej historii Polski – staraniem Związku Sybiraków – ustanowiony został również Dzień Sybiraka, obchodzony 17. września, kiedy to zaczęła się tragedia Golgoty Wschodu.

“Z konsekwencji przypominania – w 70-lecie aneksji Kresów Wschodnich – że każdy z nas ma rodowy życiorys i powinnością jest znać dzieje przodków, ich czyny, postawy, kształtuje się styl, z jakiego czerpiemy, by wzmocnić swój własny głos. Chodzi o współczesny, odnowiony język ujawniania prawdy historii oraz dążenia do pojednania i porozumienia. Pomocna jest poezja, gdy trzeba zrozumieć dzieje. Poetyckie zawołanie z wiersza poznańskiego lirnika Witka Różańskiego przypomina nam o zobowiązaniach wobec naszej kultury i języka na wielkim targowisku, jakim staje się obecnie świat: >>zanieś mnie mowo polska / na nieprzebraną łąkę<<. Bezcenne pozostaje w kulturze polskiej to, czego nie można wycenić do końca, zaszufladkować, sprzedać, zareklamować na miejskim billboardzie, ująć w logo – wszystko to, co jest wciąż nieprzebrane, nieodgadnione, do odkrycia…” (s. 186).

Tak pisze w swojej najnowszej książce Dom utracony, dom ocalony (Wydawnictwo Poznańskie 2009) Teresa Tomsia – córka i wnuczka Sybiraczki, autorka tomików wierszy i szkiców literackich, animatorka kultury w Wielkopolsce. Kresy jako pojęcie geograficzne i mit kulturotwórczy zostały wykluczone z oficjalnej zbiorowej pamięci obywateli PRL-u urodzonych po 1945 roku. Celowo pozbawiono ich wiedzy o polskim dziedzictwie narodowym i trzeba tę pamięć nieustannie odnawiać, ożywiać, a niektórych po prostu uczyć prawdy.

“Pamięć ocala – zauważa Tomsia w Postscriptum zamykającym opowieść-dokument o deportacji rodziny Gołackich do północnego Kazachstanu w kwietniu 1940 roku – pamięć pomaga zrozumieć. Pamięć nie wyklucza przebaczenia ani pojednania. Pojednanie domaga się prawdy. Prawda – żalu i skruchy” (s.192). Fałszowanie historii prowadzi na manowce, utrudnia porozumienie i dojrzewanie społeczeństw do przyjęcia historycznej prawdy.

Powracam do opowieści Teresy Tomsi Dom utracony, dom ocalony i zastanawiam się, czego jeszcze nie wiemy o czasach wojennych i powojennych naszych przodków. Przeczytałam z uwagą tę historię deportacji mieszkańców nowogródzkiej ziemi, bo relacja poznańskiej poetki wydała mi się inspirująca i poruszająca. Stałam się w wyobraźni mieszkańcem domów, które przeminęły, tak jak przepadły domy innych tułaczy z przymusu, w tym moich przodków – dziadków: Julii i Michała Florków ze wsi Nielepkowice pod Jarosławiem. To rodzice mojej mamy i jej czwórki rodzeństwa, których wraz z całą wsią wywieziono w głąb Związku Radzieckiego. Ich dom, pierwszy we wsi murowany, zrównano z ziemią podobnie jak dom Gołackich przy ul. Piłsudskiego w Słonimie. W historii polskich rodzin z Kresów Wschodnich, ich tułaczki, powrotu do Polski i poszukiwania tożsamości na Ziemiach Zachodnich odnajdujemy w książce Tomsi to, co i dla bohaterów tej opowieści jest bezcenne: gloryfikację siły słabych i skrzywdzonych, lecz nie bezsilnych wobec zła, a także uparte dążenie do piękna duchowego, mądrość życiową i patriotyzm nie ponad miarę.

W posłowiu dr Joanny Grądziel-Wójcik czytamy: “Ważne w tej książce staje się samo opowiadanie domu, jego utrwalanie w słowie, pamięciowe i literackie przetwarzanie. (…) Dom realny rozrasta się do rozmiarów >>małej ojczyzny<< położonej nad rzeką Szczarą, która łącząc się z Issą, była jednym z dopływów Niemna. Staje się tym samym także domem intertekstualnym, zanurzonym w nurt literackich i autobiograficznych wspomnień Kresowiaków powracających w swej twórczości do rodzinnej ziemi i budowanej na niej tożsamości, mającym swe Mickiewiczowskie źródło i Miłoszowskie korzenie” (s. 201).

Wczytywanie się w Dom utracony, dom ocalony to lekcja historii tworzona nie przez wielkich tego świata, lecz przez zwykłych ludzi takich jak dowborczyk, starszy sierżant sztabowy Bronisław Gołacki ze Słonima i jego rodzina. Czy taka książka ma szansę trafić do szkolnych bibliotek, to już zadanie dla wydawcy i kuratorium oświaty, jednak warto, by odwoływali się do niej nauczyciele historii, języka polskiego oraz wychowawcy, choćby w tych fragmentach, gdzie pokazane jest zwyczajne, codzienne życie bohaterów. Teresa Tomsia przymierza dwa portrety swojego dziadka Bronisława – obrońcy ojczyzny i zapalonego wędkarza, sumiennego pracownika tajnej kancelarii w Rejonowej Komendzie Uzupełnień i otwartego na innych sąsiada. W tego typu zestawieniach i zadziwieniach tkwi uroda narracji jej opowieści: “Z trudem przychodzi mi nałożenie na jego wizerunek ‘z brązu’ obrazu człowieka zatroskanego codziennymi niedostatkami. (…) A przecież to ten zwyczajny człowiek musiał uruchomić w sobie sferę duchowej mocy, by ostatecznie przeciwstawić się złu” (s. 37). “Chciałabym ujrzeć dziadka Bronka zwyczajnie, nad rzeką, z wędką w ręku i papierosem w rzeźbionej cygarniczce, jak przygląda się zanurzonym w wodzie gałęziom przybrzeżnej wierzby, jak wygarnia je z nurtu i układa obok siebie na trawie. Przezroczyste powietrze lipcowego dnia drży potrącone skrzydłem ważki. Po opalonej skórze ramienia przemyka cień popołudnia…” (s. 44).

Zmetaforyzowanie nadaje narracji oddech, a dzięki poetyckiej wrażliwości autorka nie przytłacza czytelnika obrazami martyrologicznymi, lecz umiejętnie je dawkuje, ceniąc proporcję, bo przecież wie, że i tak wszystkich krzywd nie uda się opowiedzieć. A gdyby się nawet chciało opowiedzieć więcej, nie sposób tego uczynić – czym innym bowiem jest świadectwo Sybiraków przez Tomsię kilkakrotnie cytowane, a czym innym jej wyobrażenie tamtych czasów i metaforyczna interpretacja, co autoironicznie sama kwituje: “Mów mamo dalej mów / ja tylko zaparzę kawę / więc mówisz że kiziak to krowie łajno // myślałam że to futro / albo nazwa sera // mów dalej nie gniewaj się / ja się tak dziwię bo / no bo nie mogę sobie tego wyobrazić” (s. 87). Zdystansowanie się autorki wobec wysokiego tonu relacji matki o wojennych i kołchozowych przeżyciach wzmacnia wiarygodność narracji i urozmaica ją potocznym stylem (śmierdzący kiziak służył za opał i budulec ziemianek).

Książka Dom utracony, dom ocalony może zatem pełnić rolę nie tylko świadectwa dziejów z czasów II wojny światowej, ale również lektury dla młodego pokolenia – ta wielogłosowa opowieść przemawia klarownym językiem, dbałością o szczegół, udokumentowaną prawdą historii, a także oryginalnym sposobem opowiadania. Tomsia stawia na zróżnicowanie rytmów wypowiedzi narracyjnej, przywoływanie przeciwieństw, utrwalanie i tworzenie symboli (pierścień rodowy z rubinem, imię po zmarłej na zesłaniu cioci, tablica pamięci dziadka w Sanktuarium Katyńskim w Poznaniu). Bez symboli pamięci zbiorowej i prywatnej – zdaje się sugerować autorka – trudniej przywoływać, porządkować i interpretować fakty z historii kilku pokoleń. Podkreśla to trafnie Urszula Bielas-Gołubowska w recenzji książki Tomsi (Dom pamięci, “Pogranicza” 5/2009), gdy wskazuje na obecny w jej poezji i prozie powracający motyw warkocza babci Walerii czy Pomnika Ofiar Katynia i Sybiru w Poznaniu: “W narracji Teresy Tomsi ukazany jest sposób budowania rodzinnej historii. (…) Tak powstaje świadectwo stworzone poprzez wielogłosową opowieść” (s. 95).

“Nie mówię, że mam żal, ale tak było” mówiła babcia Waleria. Podobne zdanie słyszałam też od starszych czytelników, również świadków i uczestników „wilczych czasów”. Dom ocalony to symbol pamięci, równoznaczny dla bohaterki tej sybirackiej i powojennej opowieści z poczuciem godności, „na prawdę otwarty”. Trwały pomnik Teresa Tomsia postawiła swojej matce Zofii Gołackiej i wszystkim zesłańcom, lecz w tej współcześnie napisanej prozie o trudzie pracy i przetrwaniu polskich rodzin w sowieckich kołchozach chodzi jeszcze o coś więcej. Autorka pyta o sposoby opowiadania historii – oczekiwane i możliwe – bo przecież istnieją wciąż tematy tabu z przeszłości i trzeba od czegoś zacząć, by dochodzić prawdy o deportacjach, przesiedleniach, wypędzeniach. Poetka z Poznania porusza nasze narodowe sumienie i zachęca swoją książką do podjęcia rozmowy o trudnych, niedopowiedzianych sprawach, wszak nawet w filmie Andrzeja Wajdy “Katyń” zabrakło sceny wtłaczania rodzin polskich do wagonów na zsyłkę, gdy w tym czasie NKWD mordowało ich ojców. Zacznijmy więc przypominanie historii od rodzinnej legendy, proponuje autorka Domu… W niej babcia Waleria występuje jako kobieta rozumiejąca skomplikowanie dziejów i otwarta na dialog teraźniejszego z przeszłym, to jej najmłodszy syn nie potrafi wybaczyć wyrządzonej rodzinie i ojczyźnie krzywdy, płacąc za to niepogodzenie swoją cenę – milczenia. “Żyć – to znaczy rozmawiać z umarłymi – pisze Teresa Tomsia – to pytać o ich losy, wybory, racje z oddali lat i wieków, to słuchać ich rad, rozterek, nadziei i błogosławieństw. Żyć – to znaczy pamiętać. Żyć to być – po stokroć być – w swym czasie!” (s. 54).

Szansę zadawania pytań o prawdę swoich czasów i możliwości poetyckiego języka, by ją wyrazić, autorka trafnie wykorzystała, a jej pierwsza książka prozą zachęca, by sięgnąć po następną. Ten sposób opowiadania trudnej historii – z perspektywy świadków, dokumentów i współczesnej narracji – wydaje się być przystępny i oczekiwany, choć nieco zbyt surowy w opisie zebranej dokumentacji. Pamięć ocala – może należałoby przytoczyć więcej głosów o zakorzenianiu się przesiedleńców na terenach nad Odrą i Regą, gdzie nie ma rodzinnego domu, jak pisze w autobiograficznym wierszu Teresa Tomsia: “Jest tylko przebiegły czas; / i bardziej od niego przebiegli handlarze; / i sprytniejsi od nich politycy. I moje pytania – / bez odpowiedzi” (s. 120).

Sława Cichowska

*

Latarnia Morska” 1/2011:

Łagodność mitu i chichot historii

(fragmenty)

Czytelnik związany z Kresami Wschodnimi może znaleźć w książce Teresy Tomsi wiele przemyśleń, które uzna za bliskie. Jej książka jest jednym z niewielu głosów dzieci kresowiaków i sybiraków, które urodziły się w powojennej Polsce. Dla nich wciąż ważna jest pamięć o utraconym kraju rodziców, a z drugiej strony wiedzą, że współczesność się od niej oddala, że w kulturze polskiej przesila się pamięć Kresów. Książka Tomsi jest więc tak cenna także dlatego, że mówi o moralnych problemach tego pokolenia, o tragizmie jego sytuacji kulturowej (jeśli jest uświadamiany). Jak bowiem to pokolenie ma pamiętać Kresy, ojczyznę swoich rodziców? Czy jak dokończoną księgę, zbiór historii i anegdot, czy też jak inspirującą rzeczywistość? Czy powinno być dziedzicem pamięci, czy może być co najwyżej kustoszem coraz rzadziej odwiedzanego muzeum?

„Dom utracony – dom ocalony” jest przejmującym opisem losów kresowej rodziny wywiezionej na Sybir, a potem przymusowo osiedlonej na ziemiach zachodnich bez prawa powrotu do domu. Jakkolwiek uzasadniać politycznie i historycznie tamten czas, to przecież zakaz powrotu do domu był dla Kresowiaków apokaliptyczną krzywdą, jaką byłby dla każdego człowieka, okupioną bólem tęsknoty, przymusem mieszkania w cudzych domach i korzystania z cudzych sprzętów, naczyń, łóżek, kuchni, łazienek, szaf, kościołów, cmentarzy. Krzywdą, okupioną uczuciem najbardziej dojmującym – nostalgią, z którą żyć było bardzo trudno, lecz bez której żyć nie było można. (…)

Teresa Tomsia odbudowała kresowy dom, wypełniła rodzinny testament opieki nad nim. Dzięki temu jej matka, wydziedziczona z praw do swojego domu, mogła do tego domu powrócić. Zamknęła się historia jej ziemskiego życia i zakończyła tułaczka. Symbolicznie – bo tylko tak można było… Chichotu historii nad losem Kresowiaków – tak jak wszystkich wygnańców, wypędzonych i wydziedziczonych – nikt nigdy nie uciszy… „Dom utracony – dom ocalony” zaczyna się rozdziałem „Słonimska nostalgia”, a pod koniec książki jest romantyczny, programowy i profetyczny wiersz „Nostalgia”. Charakterystyczne jest więc, że otwiera i zamyka książkę słowo opisujące cierpienie spowodowane tęsknotą za ojczyzną. Wiersz „Nostalgia”, dwugłos matki i córki, jest punktem kulminacyjnym książki. Matka, jak przewodnik chóru w dramacie antycznym, opowiada tu córce o „nagłym najeździe barbarzyńców”, zburzeniu marzeń, cierpieniach na zesłaniu, o wierze w nadejście dnia sprawiedliwości. Córka, a raczej pokolenie córki (podmiot zbiorowy „my”), jest niczym antyczny chór: „Może jeszcze nie dziś, może jeszcze nie tak rządzimy sobą, /żeby wiedzieć to wszystko, co nam Bóg przeznaczył”. Słychać głos wydziedziczonych, dla których głos matki jest testamentem, „diamentem, co z prochu powraca”, moralnym nakazem ochrony tego, co polskie i rodzinne. (…)

Tomsia przenosi kresowy dom w sferę mitu, wiecznego dzieciństwa. Możliwe są tylko paliatywy ulgi, jak dom w gościnnym Poznaniu.

Bogdan Twardochleb