Zapytaj wraz ze mną : Co się dzieje w tobie? Co w okół w nieustającym ruchu się staje?
Że wątpisz i szukasz wciąż nowych słów, aby opisać doznane...
Witam serdecznie Przyjaciół i Czytelników na mojej stronie!

Przeczytaj recenzje

* * *

Zbigniew Chojnowski, „Nowe Książki” 4/2016

Tęsknoty za ciągłością

Czy można przywrócić żywemu obiegowi społecznemu prawdę o zagładzie polskiej społeczności kresowej z lat 1939-1945? W okresie powojennym świadomość historyczna Polaków ucierpiała na zerwaniu ciągłości przekazu doświadczeń zbiorowych polskiej ludności zamieszkującej dawne wschodnie ziemie Rzeczypospolitej. Dlatego tak łatwo jest relatywizować i trywializować losy milionów ludzi, którzy przetrwali lata drugiej wojny światowej lub wówczas zmarli z powodu chorób, głodu, wycieńczenia czy ze zgryzoty.

Do refleksji o zsyłkach Polaków, szczególnie tych z 13 kwietnia 1940 roku, na kazachskie stepy doprowadza kompozycja książki Teresy Tomsi, zatytułowanej Z szarego notatnika. Nieprzypadkowo autorka przyłącza się do apelu o powołanie w Polsce muzeum „dziejów i piękna” Kresów. Poeci od dawna kreują „kresowy dom ze słów” (Aleksander Jurewicz, Piotr Cielesz, Mariusz Olbromski i inni). Pisarka, znana przede wszystkim jako poetka, postanowiła przeciwstawić się nicości i żywiołowi zapomnienia, utrwalając swoje spotkania z osobami i ich dziełami. Twierdzi: „Sztuka – forma pamięci trwalsza niż sezon, pokolenie, wiek”. Dowiadujemy się, że Tomsia wiedzie życie, jakie wieść chce. To duże szczęście. Opisuje, relacjonuje, portretuje ludzi, wspomina dyskretnie i w spowolnieniu.

Pisanie o tym, co się przytrafiło nam i bliźnim, w sposób oczywisty jest wydobywaniem się z poczucia marności czasu. Dewastacja form pamięci unieważnia życie, którego one dotyczą. Dlatego Teresa Tomsia wyznaje na samym początku: „Zapisywanie wrażeń, doświadczeń, polekturowych refleksji stało się (…) dopełnieniem mojej codziennej egzystencji, wartością dodaną i konieczną czynnością, bez której nie umiem zamknąć dnia. Nie trzymam się konkretnych dat, lecz zdarzeń lub doznań, jakie pozostały w pamięci na dłużej”. Wyznanie Tomsi naprowadza na mylny trop, bo jej książka nie jest dziennikiem, lecz niekiedy liryczną, niekiedy refleksyjną, niekiedy faktograficzną dokumentacją wybranych wątków, związanych z biegiem życia, kształtowaniem się osobowości i rodowodem autorki. Jej troskliwa spostrzegawczość, aktywna obecność i wytężona uwaga spajają historie osób upamiętnionych w zapisach Z szarego notatnika.

Pamięć jest według autorki zdolnością etyczną; ona sama definiuje ją jako „rodzaj wdzięczności za darowane chwile uwagi i rozmowy, za możliwość towarzyszenia przy pracy, w akcie tworzenia”. Tę zasadę ilustruje refleksyjnym portretem osobowości i rzeźbiarskiej twórczości Michała Milbergera, snując znaną tradycji analogię pomiędzy pracą poety i rzeźbiarza. Wspomina też Teatr Rysowana Franciszka Starowieyskiego; jemu zależało na prowokowaniu odbiorców sztuki do emocjonalnej reakcji, zdolnej obudzić autorefleksję nad swoim bytowaniem. Od twórców, zdaniem poetki, otrzymujemy dar, to jest dzieła, które przemieniają i rozwijają język oraz „inne spojrzenie” na świat, a w tym na samego siebie.

W gromadzie przywołanych postaci najwięcej jest krytyków, których Tomsia czyta i ceni. Autorka obejmuje swą uwagą także artystów, ludzi pióra, animatorów kultury, uczonych, pracujących twórczo w niszowych przestrzeniach, jak Lech M. Jakób (redaktor portalu internetowego „Latarnia Morska”) czy Joanna Bobrzyk (maluje kolorowe obrazy, wykonuje różnobarwne gobeliny, ornaty, suknie). Bo chodzi im nie o sławę, popularność, pieniądze, lecz o czynienie dobra i otwarcie się na potrzeby drugiego człowieka; wierzą po herbertowsku, że wartości są trwalsze niż koniunktury.

Jeśli ma sposobność (im bliżej końca książki, tym częściej), Tomsia wydobywa znamiona kresowego etosu, źródła „niezłomności polskich kobiet”. Pisze: „Szczególnie w Kresowiankach widoczna jest pogodna siła duchowa, pasja trwania i niepoddawanie niepowodzeniom doznawanym tu i teraz”. Ich apologię stanowi część Wspólne historie, na którą składają się autobiograficzne opowieści kobiet z Kresów; jedną z narratorek jest matka autorki, Zofia z Gołackich. Poprzez odpominanie losów rodziny, charakterystykę Ziemi Nowogródzkiej, a zwłaszcza Słonima, gdzie mieszkali przodkowie, Tomsia kontynuuje, obecny wcześniej w jej wierszach, kresowy i rodowodowy temat. W ten sposób zbliża się do określenia polskości jako zbioru cech, który umożliwia współżycie z innymi kulturami czy znajdowanie sił do pokonywania swoich słabości.

W migawkową narrację o ludziach i dziełach, porach dnia i roku, miejscach czy krajobrazach wpisana jest żywa sprawa kresowych korzeni autorki. Podskórnie i wprost stara się ona przepracować „katastrofę” rodzinną i narodową, jaką była deportacja na Sybir i wygnanie z Kresów Wschodnich, czyli „początek ery dziedziczenia popiołów”. Wydaje się, że Tomsia doświadczenia ekspatriacji, wypędzenia, utraty, długotrwałego zagrożenia życia swoich przodków próbuje przełamać poprzez budowanie „duchowego schronienia”, którym jest każdy prawdziwy dom i każda żyjąca wartościami osoba.

Zapiski układają się w mozaikę z krótkich tekstów, upominających się o jedność i ciągłość kultury polskiej, która prześwituje przez biografie i wiersze poetów, ale też wszystkich podejmujących działalność kulturotwórczą, zorientowana na dobro bliźniego. Ta książka jest również regionalna, najczęściej skupia i odsłania wielkopolskie klimaty kulturalno-literackie czy społeczne, widziane z perspektywy poetki i potomkini Kresowiaków.

Zbigniew Chojnowski

Teresa Tomsia, Z szarego notatnika, WBPiCAK, Poznań 2015

* * *

Jacek Podgórski, „Topos” 2/2016

Kresy Teresy Tomsi – tożsamość, pamięć, literatura

O literaturze myślę bardzo poważnie. Czuję się do tego niejako zobligowany, gdy patrzę na propozycje wydawnicze, które budują polski rynek. Ze smutkiem stwierdzam, że rokrocznie literatura w coraz większym stopniu dostosowuje się do poziomu dyskursu, który bez reszty zawładnął swoimi użytkownikami. Nie ma się co oszukiwać – rynek nie jest wymagający intelektualnie, a marketingowo. W związku z powyższą konstatacją świetne wyniki sprzedażowe – jak na polskie warunki, oczywiście – wciąż notują książki Katarzyny Grocholi, Anny Ficner-Ogonowskiej, Zygmunta Miłoszewskiego i in. autorów „poczytnych”.

Nie chcę ujmować niczego książkom tych – i armii innych – autorów, bo spełniają one swoją funkcję i jako takie są potrzebne, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, aby w dalszym ciągu to na nich opierała się najnowsza polska literatura. Rozrywka jest ważna, ponieważ zaspokaja jedną z podstawowych tęsknot ludzkiej duszy, ale nie może być ona celem sama dla siebie, sposobem na zabicie czasu – powinna być jego przeżywaniem. Literatura pozwala bowiem współuczestniczyć w wielkim doświadczeniu dziejowości tak z poziomu twórcy, jak i odbiorcy i nie musi zajmować czołowej pozycji na listach tzw. bestsellerów. Nie zagości tam – mówię to ze smutkiem, ale i pełną odpowiedzialnością – najnowsza pozycja Teresy Tomsi. Postaram się wytłumaczyć dlaczego.

Po lekturze Co było, co jest * oraz Gdyby to było proste*, ale także wcześniejszych tomów, czekałem na kolejne teksty Teresy Tomsi. I stało się. Nakładem Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu ukazała się książka niejednoznaczna, z którą – przyznaję – początkowo miałem niemały kłopot. Mowa tu, naturalnie, o zapiskach Z szarego notatnika *, zapiskach, które nieco przeformułowały mój sposób myślenia o dorobku autorki Białego tanga*. Zawsze z pewnym niepokojem sięgam po teksty silnie nasycone wątkami biograficznymi. Konfrontowanie literackich dokonań z elementami, które miały na nie najbardziej bezpośredni wpływ, bywa mylące, bo prowokuje czytelnika, nawet uważnego, do przyjęcia perspektywy biograficznej – sęk w tym, że często wyłącznie tej. Istnieją jednak teksty, które bez właściwie poczynionych odniesień biograficznych nie mają szans na zaistnienie w świadomości odbiorców, ponieważ bez nich okazują się zbyt hermetyczne. Myślę tu o grupach utworów pod pewnym względem jednorodnych, w przypadku których biografizm właśnie staje się perspektywą kluczową, perspektywą, bez której nie ma mowy o zaistnieniu aktu komunikacyjnego – myślę o literaturze kresowej.

——————————————————————————————

*T. Tomsia, Co było, co jest, Wydawnictwo Biblioteka Telgte, Poznań 2013.

*T. Tomsia, Gdyby to było proste, Biblioteka „Toposu”, t. 109, Sopot 2015.

*T. Tomsia, Z szarego notatnika, WBPiCAK, Poznań 2015.

* T. Tomsia, Białe tango, Czytelnik, Warszawa 1987.

Ten właśnie kierunek stanowi, w moim odczuciu, główną część zbioru esejów Teresy Tomsi. Nie da się przejść obojętnie obok tekstów tak istotnych, choć często znanych z wcześniejszych publikacji, jak choćby Starowieyski recytuje Apollinaire’a*, Być –po stokroć być – w swym czasie*, Stwórcze dłonie rzeźbiarza* czy wielu innych poświęconych barwnym postaciom polskiej i europejskiej kultury. Są one jednak, jak sądzę, treściowym uzupełnieniem właściwego tematu, dla którego punkt wyjścia stanowią literackie prezentacje kresów z początku XX w. i trudne koleje losu ich mieszkańców.

Tematyka kresowa – rozumiana tu niezwykle szeroko, bo w aspekcie geopoetycko-społeczno-historyczno-kulturowym – powraca bowiem na kartach książki z dużą regularnością, stanowiąc oś konstrukcyjną oraz tematyczną. Kresy to potężny rozdział w historii polskiej literatury, ale jednocześnie pole, które przez swoje skomplikowanie historyczne zbyt często pomijane jest w dyskusji krytycznej, a jeśli się już pojawia, budzi wiele istotnych kontrowersji. Nie sposób nie przypomnieć choćby sporu, który toczył się na łamach „Tekstualiów” między prof. Piotrem Mitznerem i dr Halyną Dubyk a prof. Edwardem Kasperskim, i dotyczył istnienia bądź nieistnienia literatury wołyńskiej. Burzę wywołało zanegowanie przez prof. Kasperskiego sensowności używania takich terminów, jak tekst wołyński czy poezja wołyńska – prof. Kasperski jednak żywo bronił swojej tezy. Nie o to, kto ma rację, tu chodzi, lecz o wagę sporu i o to, że coś jeszcze literaturoznawców prawdziwie porusza – świetnie, że tematem sporu stała się akurat trudna pod wieloma względami wołyńska twórczość.

Kresy stały się dla Teresy Tomsi punktem odniesienia szczególnie w drugiej części książki poświęconej w największym stopniu, aby posłużyć się słowami autorki, Czterem Chryzantemom z Nowego Tomyśla. Nie sposób nie wspomnieć w tym kontekście o pewnej poczynionej przez autorkę korelacji – myślę tu o spleceniu w tekście Kresowy dom ze słów geograficznej przestrzeni symbolu z pojęciem domu właśnie i postacią matki, która dopełnia idylliczny obraz:

Moja matka Zofia nie mówi przeciw komuś, nie zwraca się do kogoś. Mówi siebie. Nie skarżąc się na nikogo, opowiada, co jej się przytrafiło. Przeżywa stan przynależności do czasu przeszłego, uruchamiając go w sobie każdego dnia, aby rozjaśnić swoje obecne istnienie, drobinę wtopioną w bursztyn.

Tak rozpoczyna autorka historię swojej matki, by przejść niepostrzeżenie do zarysowania kolorytu Ziemi Nowogródzkiej, a konkretnie domu w Słonimie. Takie zabiegi, których na kartach Z szarego notatnika jest bez liku, pokazują, jak jednostkowe doświadczenie wpisuje się we wspomniane doświadczenie dziejowe, tworząc rodzaj struktury mitycznej uwikłanej w zaawansowane porządki aksjologiczne. Obrana przez Teresę Tomsię tematyka – i nie myślę tu wyłącznie o kresowym wymiarze omawianego zbioru tekstów, ale także o rozważaniach na temat sztuk wizualnych, procesu twórczego czy przypomnienia pomijanych postaci polskiej kultury – jest istotna, przez co – paradoksalnie – uniemożliwia zbiorowi zaistnienie na szerokim widnokręgu odbioru sztuki.

————————————————————————————————–

Pierwodruk: T. Tomsia, Starowieyski recytuje Apollinaire’a,[w:] „Topos” 6/2014;

Być – po stokroć być – w swym czasie, [w:] „Recogito” 54/2009.

W ostatnich latach dyskusja na temat literackiego i polityczno-historycznego znaczenia doświadczeń kresowych powoli powraca do łask. Książka Teresy Tomsi swoją formą nawiązuje do istotnej tradycji literackiej reprezentowanej przez kresową historiografię i tamtejsze pamiętnikarstwo. Początki tego dyskursu sięgają czasów I Rzeczpospolitej i renesansowej redefinicji znaczeń pracy historyka i literata, którzy odtąd mieli reprezentować pewien wspólny nurt. Szerzej pisze o tym w swojej książce Bolesław Hadaczek:

Zaistniały integralne związki pomiędzy historią i literaturą, czynnościami historyka i poety, obaj cenili prawdę obiektywną, a najbardziej autopsję. Ówczesna historiografia o przeszłości i teraźniejszości była zróżnicowana, a jej odmiany gatunkowe działały jako utrwalone intersubiektywne „zespoły wskazań”, zarówno dla piszących jak i czytających.*

Tak więc literacko Kresy istnieją od kilku wieków. Historia XX stulecia doświadczyła jednak to terytorium w nieznanym dotąd stopniu, co odbiło się na świadectwach literackich. Wciąż powracające pozycje, takie zapiski Teresy Tomsi, staja się niewygodnym dla wielu kręgów elementem w dyskusji historyczno-literackiej. Kresy wciąż pozostają bowiem jednym z obszarów kluczowych dla kształtu, jaki przybrały polska tradycja i kultura, i taką funkcję powinny pełnić w debacie im poświęconej. Tomsia pisze o tym bardzo dobitnie, analizując interakcje między przeszłością i przyszłością w oparciu o autorytet doświadczenia:

Zmienia się pojęcie domu i wspólnoty rodzinnej. W prywatnych rozmowach czy publicznych debatach coraz rzadziej przypominany jest polski dom kresowy otwarty dla wędrowca, z dodatkowym talerze dla gościa, chyba że z okazji Wigilii. Nieustające spory, jak wśród polityków różnych opcji, toczą się także w wielu prywatnych domach, jakby zabrakło wspólnego mianownika poczucia jedności miejsca i czasu.*

W umiejętności zdystansowania się wobec trudnego dorobku dziejowego, przy jednoczesnym kultywowaniu pamięci o losach wschodnich rubieży Rzeczpospolitej upatruję siły zapisków Z szarego notatnika. W dzisiejszym literaturoznawstwie, ale także szerzej – w podejmowanej dyskusji społeczno-politycznej, mówi się o Kresach w kontekście kategorii „pogranicza”, zapominając o tym, że same dla siebie stanowią one centrum, czyli, jako takie, z pograniczem niewiele mają wspólnego. Mówienie o peryferyjności tych obszarów urąga ich historycznym, a w dalszej kolejności także literackim prezentacjom. Jeszcze w wieku XIX „ukresowianie”, o którym w swojej książce szerzej pisze B. Hadaczek*, stanowiło nobilitację i pożądany element, będący dowartościowaniem terytoriów wschodnich silnym etosem rycerskim Kresów. Dziś wskazuje się głównie na homoetniczny i polonocentryczny pierwiastek, który uznawany jest za politycznie szkodliwy. Podnosi się nawet tezy dotyczące anachronicznego wydźwięku kresowego dorobku, wskazując przy tym na konieczność szerszego oglądu zjawiska, bo tylko takie ma szansę dać pełen obraz tego, jak Kresy widziane być p o w i n n y. Owa powinność staje się z zadziwiającą regularnością i w coraz większym stopniu zmorą nauk humanistycznych. ————————————————————————————————————

*B. Hadaczek, Kresy staropolskie, [w:] tegoż, Historia literatury kresowej, Kraków 2011, s.13;

* T. Tomsia, Z szarego notatnika, s. 133.

W wypadku Kresów, a ściślej kresowej literatury, interkulturowa i intersubiektywna analiza prowadzi do wyłączenia polskiej perspektywy narodowej, która powinna stanowić punkt wyjścia dla rozważań w interesującej nas kwestii. Nie bez znaczenia pozostaje oczywiście wielokulturowy wizerunek tego obszaru, ale nie można zapominać, że wpisał się on na stałe właśnie w polskość, która pozostaje kluczem do zrozumienia pojęcia  k r e s o w o ś c i.

Problem jest realny, tak jak realne są działania wymierzone w kulturową jednolitość Kresów, które coraz częściej rozrywane są przez nowo powstałe teorie i metodologie. Wspomniany B. Hadaczek przywołuje bardzo znamienny fakt. Mianowicie za czasów paryskiej „Kultury” postulowano, aby nazwę „Kresy” zastąpić jedną z dwóch: „Międzymorze” lub „obszar ULB”, mający wskazywać na ukraińsko-litewsko-białoruski trzon tożsamościowy. Takie tendencje powracają i powracać będą – to pewne. W tym kontekście książka Teresy Tomsi jawi się jako głos ważny i prawdziwy – i tak powinna funkcjonować w świadomości czytelniczej.

Jacek Podgórski

Teresa Tomsia, Z szarego notatnika, Wydawnictwo WBPiCAK, Poznań 2015, 160 s.

Znam o domu wiele słów, ale nie mam nic, co mogłoby przywrócić mu należne miejsce w mowie. Nazywanie domu, dreptanie w jego cieniu jest jak chodzenie w kółko pod starożytnym obeliskiem, który stał od zawsze w swoim miejscu i nic nie może go ruszyć ani odmienić, nic nie może odsłonić pierwotnej tajemnicy jego powstania. Składam dla Mamy dom ze słów, w którym mogłaby znaleźć schronienie, lecz nazwy odwracają się, kruche jak łodygi maku, stają się nieużyteczne na następny raz niczym zbutwiałe ogrodowe buty. Wyrazy rozkwitają, mają swoją barwę, ciężar – do czasu, aż przeczytam je po raz drugi. Wtedy zaczyna się odwrót, ścieranie znaków odnalezionych w znajomych schowkach. To już nie zabawa, jestem w nich odwrócona do spodu, uziemiona, zadomowiona nie tam, gdzie pukałam, gdzie oczekiwałam zaproszenia. Szukam domu nieustannie, odkopuję, wydobywam na światło słów, wołam i ponaglam do stawienia się w gotowości, by żył razem z nami – teraz, tutaj, gdzie go nie ma.

* * *

Piotr Wojciechowski, miesięcznik „LIST DO PANI”, 11/2015

Pisanie szare, pisanie żarliwe

Cieszy mnie i zdumiewa niezłomność polskich kobiet, ich fantazja w pokonywaniu trudów. Szczególnie w Kresowiankach widoczna jest pogodna siła duchowa, pasja trwania i niepoddawanie się niepowodzeniom doznawanym tu i teraz.

Taką konkluzję kładzie Teresa Tomsia na zakończenie  szkicu o twórczości projektantki i tkaczki Joanny Bobrzyk. Szkic ten stanowi jeden z rozdziałów tomu prozy „Z szarego notatnika”. Kiedy czytam o niezłomności i fantazji polskich kobiet, o pogodnej sile duchowej i pasji trwania Kresowianek, wiem, że autorka tomu pisze również o sobie. Jej korzenie to ziemiaństwo ziemi nowogródzkiej i tarnopolskiej, jej doświadczenia rodzinne wojna i Rosja, to śmierć mężczyzn i poniewierka kobiet i dzieci w pustkowiach Sybiru, jej życie osobiste to służba polskiej kulturze, ale też barwna przygoda bycia poetką, europejskie podróże, uczestnictwo w festiwalach i konkursach, także nagrody i odznaczenia. W budowaniu swojej osobowości twórczej potrafiła połączyć Teresa Tomsia kresową tradycję z obywatelskimi cnotami Pomorza i Wielkopolski – z pracowitością i solidnością, działaniem na rzecz wspólnoty, szacunkiem dla wykształcenia, autorytetów, ducha uniwersytetu. To, co jest dla tych obydwu tradycji wspólne, zwornikowe to potrzeba zadomowienia, odnalezienia domu, obrony domu, często tęsknoty za domem utraconym.

„Z szarego notatnika” to  bardzo skromna książeczka ilustrowana niewielkimi fotografiami. Jednocześnie jednak książka ważna, książka jak drogowskaz i żywy głos świadka.  Książka cenna, bo wprowadzająca czytelnika nie tylko w świat współczesnej poezji, ale także w różnorodne, pełne dramatów, dziwactw, uroku środowisko poetów – głównie tych związanych z Poznaniem i Wielkopolską. Autorka wszystkich chyba zna osobiście, przywołuje dawne i niedawne wspomnienia, rysuje atmosferę ich pracowni i domów. Pisuje o poetach mało znanych, o tych cieszących się lokalną tylko sławą, ze szczególnym ciepłem odnosi się do tych, co poświęcili życie poezji, a nigdy nie  zostali celebrytami. Z estymą i zachwytem  pisuje i o tych opromienionych blaskiem  – o Stanisławie Barańczaku, o Julii Hartwig – z dumą wspomina o spotkaniach z nimi. Ze szkiców o poezji odczytujemy budzący szacunek obraz niezliczonych konkurów poetyckich, zjazdów, spotkań, sympozjów i festiwali poetyckich. Autorka wierna kulturze prowadzi nas także na wystawy plastyczne, do pracowni malarskich, do muzeów, przedstawia sylwetki twórców. W migawkach z podróży po Europie oddaje hołd wielkości sztuki witającej przybyszów w muzeach, w zabytkowych dzielnicach, ale także z wzruszającym pietyzmem pokazuje wnętrza domów, które ją gościły, szczegóły umeblowania, bogactwo malarstwa na ścianach, książek w bibliotekach.

Polska to dziwny kraj, w którym upadek czytelnictwa, kryzys języka, degradacja kultury, nie przeszkadzają jakoś w bujnym życiu poezji, w obfitości festiwali i nagród literackich, w imponującym wysypie talentów. W tym kraju wiersze pisane przez poetów są czytane. Głównie przez kolegów – poetów.

Osoba i twórczość autorki „Z szarego notatnika” to jakby laboratoryjnie czysty przykład tej polskiej dziwności. Teresa Tomsia jest poetką w swoim najgłębszym poczuciu tożsamości. Pisze o sobie: Wiersz jest dla mnie aktem poznania. Idąc za głosem mowy poszukuję znaków istnienia i relacji z innymi. Z satysfakcją cytuje opinię krytyka, Karola Wojewody, o swoich wierszach: Tak często w samotności albo zgiełku świata mowa okazuje się dla poety jedynym punktem odniesienia, zadaniem i celem, prawdziwą ojczyzną. Trzeba też dodać – poetka daje w swoich wierszach świadectwo żywej wiary, poprzez Mowę, Logos, otwiera się na Słowo Przedwieczne, Chrystusa. On jest Światłem nad poetycką dziedziną Tomsi. Z podobną żarliwą oczywistością wiara pojawia się w jej prozie. Może najpiękniej tam, gdzie pisze o sile modlitwy ratującej polskie kobiety, polskie rodziny, w piekle poniżenia, chorób  i głodu na zsyłce w Kazachstanie i na Syberii. Nie sposób pominąć w tej krótkiej recenzji znakomitego szkicu-świadectwa „Cztery Chryzantemy z Nowego Tomyśla”. Tu opowiada nam Teresa Tomsia o czterech kobietach w małym wielkopolskim miasteczku. Życie każdej z tych bohaterek zsyłki i przetrwania to epicki dokument historii, krzywdy i dzielności, obrony życia, rodziny, polskości. Cztery biografie, cztery oskarżenia komunizmu, cztery przykłady polskiego zwyciężania i płacenia ceny najwyższej za przetrwanie.

Na zakończenie to – co mogłoby być tematem osobnego szkicu. Język tej książki – dopracowany i staranny, spełniający kryteria rzetelnego opisu, ale często biegnący ku pewnej poetyckiej ozdobności, próbujący zwrócić uwagę czytelnika także na formę. Kolejny wyraz wiary w kulturę, w to, że rzecz pięknie opisana wynurza się z szarości ku światłu. Nie rzecz opisana, a sam opis wychodzi czytelnikowi na spotkanie.

Piotr Wojciechowski

* * *

Irmina Kosmala,  “Latarnia Morska”, www.latarnia-morska.eu, 02 listopada 2015 r.

Jasne i ciemne źródła pamięci

Tak widocznie musi być. Szukanie śladów, przeglądanie się w obrazach świata –
w oczach ludzi, we wspomnieniach, w pejzażu ulicy, w Naturze, by dotrzeć do
sedna – zajmuje wiele lat, a odbicie ukazujące się nagle na dnie, zaskakuje.

Teresa Tomsia

To było kilka lat temu. Na jednym z portali internetowych odnalazłam słowa: „Niekiedy warto pozostać przy wyobrażeniach, że nie ma więcej problemów do ogarnięcia – tylko ta chwila pulsująca poezją…” – I dalej, równie poetycko: „Kartki z podróży przynoszą zapach mokrego piasku, pod powierzchnią pejzażu czuć wilgoć, jej ciemne, pulsujące wnętrze. Można iść długo, wsłuchując się w swój wewnętrzny rytm, być bliżej tamtego miejsca, mieć w sobie jednocześnie śmiech i łzy” („Latarnia Morska” 4 [8] 2007 / 1 [9] 2008). Dziś, kiedy w moje ręce trafiają zapiski Z szarego notatnika Teresy Tomsi, dostrzegam, że emocjom spisywania doświadczonych przeżyć i zasłyszanych opowieści towarzyszą ponadto ziemski wiatr i słoneczny pył – żywioły unoszące okruchy refleksji związane z własnymi doznaniami, z rodziną, wielkością i kruchością bytu, świadomością odchodzenia. Ale również poszukiwań Boga w chaosie wojennej pożogi, brutalnego wyrwania rodzinnych korzeni i przesadzenia ich w twardą, lodowatą skorupę syberyjskiej ziemi…

Rozważania wielkopolskiej poetki osadzają się na emocjach bólu, radości. Nierzadko towarzyszy im nostalgia. Niektóre rozdziały przybierają charakter felietonu literackiego, recenzenckiego zapisu, reportażu z odbytej podróży czy intymnego diariusza. Na tę interesującą proteuszową polifonię narracyjną złożą się ponadto rodzinna retrospekcja oraz próba rozwikłania dręczących pytań, osadzonych na cierpkim fundamencie egzystencji.

Teresa Tomsia urodziła się w Wołowie na Dolnym Śląsku, ale obecnie mieszka w Poznaniu, gdzie realizuje projekty literacko-edukacyjne. Nagradzana poetka, pisarka, animatorka kultury, matka. Na jej najnowsze dzieło składają się dwie części jakże różnych osobistych, jak i zasłyszanych historii, które ocala i scala wierna pamięć. I choć stanowią, co się rzekło, dwie autonomiczne części, łączy je najważniejsze: wartość socjocentryczna.

Aksjologia socjocentryczna o wąskim zakresie, gdzie najwyższą rolę odgrywają: wartość spotkań, przyjaźni, pasja pracy i solidarność zawodowa, otwiera pierwszą część notatnika „Jak najbliżej, w słowie”. W tych osobistych, ocierających się wręcz o intymny, pamiętnikarski zapis, jak np. w rozdziale „Co kruche i trudne do ocalenia” wspomnieniach, autorka dzieli się z nami przeżytymi wrażeniami i uczuciami z przebytych szlaków, odwiedzanych miejsc, spotkanych ludzi. Każdy rozdział – a jest ich w tej części kilkanaście – przybliża sylwetę postaci, z którą kiedyś jej droga się zeszła, postaci, która ją zaabsorbowała, uwiodła swym talentem, wewnętrznym pięknem lub pasją. Wśród całej gamy oryginalnych nazwisk autorka przywołuje kilkakrotnie między innymi spotkanie z Ireną Knapik-Machnowską – animatorką kultury, prowadzącą spotkania z autorami w Salonie Literackim Galerii Ostrołęka w latach 1994-2000 czy poetkę Julię Hartwig. Obok autorki Błysków wraca pamięcią do rozmów na temat codziennych spraw z – jak o nich mówi – „mistrzami słowa”: Anną Kamieńską, Zbigniewem Bieńkowskim, Marianem Grześczakiem.

Nie zabraknie również miejsca dla ludzi innych twórczych pasji – tłumacza Piotra Wiktora Lorkowskiego, malarki Pauli Modersohn-Becker czy Joanny Bobrzyk, tworzącej obrazy i pocztówki dla poznańskiego hospicjum. „Szary notatnik” pomieści również wspomnienia spotkań z poetami: Krzysztofem Kuczkowskim – redaktorem dwumiesięcznika literackiego „Topos” i Lechem M. Jakóbem – prowadzącym portal internetowy „Latarnia Morska”.

Nie sposób wymienić wszystkich pomieszczonych na kartach owych wspomnień nazwisk. Jednak ich format świadczy o ścieraniu się różnych doświadczeń wrażliwości i mocy. Warto dodać, że choćby tym, który „dodawał otuchy i poruszał serca” podczas studiów polonistycznych na UAM w Poznaniu był dla Teresy Tomsi Stanisław Barańczak – jej ówczesny wykładowca.

To dobre wspomnienia, ciepłe, nie parzą.

Druga część książki – „Wspólne historie” – to przejmujący zapis rozmów „czterech Chryzantem z Nowego Tomyśla”: Stefanii Mazurkiewicz, Longiny Wyspiańskiej, Joanny Natkiewicz i Franciszki Bartkowiak. W tych rozważaniach będziemy mieć do czynienia z aksjologią socjocentryczną o szerokim zakresie, czyli narodowo-polityczną, jak: ojczyzna, patriotyzm, przyjaźń oraz wojna (w sensie: walki). Chryzantemy opowiedzą nam o swej niespotykanej determinacji zniesienia okrutnej egzystencji, gdy zostały deportowane na Ural wiosną 1940 roku. Wszystkie doświadczyły podobnych przeżyć: chorób, wśród których najcięższymi okazały się tyfus i malaria, głodu tak wielkiego, podczas którego upolowane szpaki stanowiły rarytas, rozłąki z najbliższymi nawet na trzydzieści lat… Ot, heroizm codzienności. Jednak najbardziej wzruszającą okaże się historia opowiedziana ustami mamy Teresy Tomsi – Zofii – „Za mało opowiadałam o tamtych czasach”. Ponadtygodniowej jazdy w zamrożonych wagonach bydlęcych, tej barbarzyńskiej wywózce na Ural, zmaganiach z codziennością pracy, głodu, zimna, chorób i śmierci najbliższych nie zapomni się długo.

Teresa Tomsia oddała zatem w ręce czytelnika notatnik, który pomieścił zarówno wielkie wydarzenia, jak i drobiny ludzkiej egzystencji. Historie w nim zawarte są i przygnębiające, i szczęśliwe. Największym ich atutem jest prawda spotkań z ludźmi w jakimś sensie poetce bliskimi i inspirującymi. Autorka Domu utraconego, domu ocalonego udowadnia, że immanentna samotność, wpisana w nas niczym grzech pierworodny, kompensowana może być co dzień tkaną więzią międzyludzkich spotkań.

Irmina Kosmala

Teresa Tomsia „Z szarego notatnika”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2015, str. 164
Przeczytaj też na naszym portalu fragmenty powyższej książki Teresy Tomsi w dziale „eseje i szkice”, jej wiersze w dziale „poezja”, a w „porcie literackim” omówienia i recenzje wcześniejszych książek autorki: Skażona biel (2004), Wątpiąc, idę (2005), Dom utracony – dom ocalony (2009), Kamyki. Elegie i krótkie żale (2011) oraz Gdyby to było proste (2015).

* * *