W obronie najprostszych słów
[xls child_of=147]
„Przegląd Powszechny” 10/2006:
W obronie najprostszych słów
Miarą poezji bywa determinacja poety w zderzaniu się z rzeczami tego świata, w pokazywaniu losu żyjących w nim ludzi, w nadawaniu nowych znaczeń słowom, które sens utraciły, a teraz – dzięki jego wrażliwości i sile kreacji – powracają w czystym świetle uważnego, konstruktywnego spojrzenia. Z zapisków snów i znaków przemian, z przemyśleń, obserwacji i modlitwy, z codziennych zmagań utrudzonego człowieka, z kroniki wydarzeń stanu wojennego czerpie swoje poetyckie zdania Roman Bąk – autor wyboru wierszy i przekładów „Miejsca dróg i przepraw” (Wydawnictwo SPP, Poznań 2005). Książkę tę czytać można jako podsumowanie ćwierćwiecza duchowych poszukiwań poznańskiego poety, ale też warto przeglądać się w przywołanych obrazach naszych wspólnych polskich doświadczeń, o których poeta jak mało kto pisze konkretnie, choć nie wprost, sięgając po surowe nazwy rzeczy, pytając o granice dobra w człowieku, o zasady i przykazania, którym powinien być wierny; im bardziej tka mroczną frazę wiersza, tym czytelniej formułuje dylemat moralny. Poeta jest więc kimś, kto wychodzi poza ustalone wcześniej granice znaczeń, dociera do ukrytego w nich sensu, a wydobywając się z ciasnej skóry przyzwyczajeń, konwencji, tradycji mowy, wsłuchując się w rytm życia, daje świadectwo, szuka miary słowa, pulsu sumienia, ładu serca, odkrywa przed czytelnikiem tajemnice, wydawałoby się, nie do opisania. W poezji Romana Bąka przed czytelnikiem zostało postawione trudne zadanie – musi się on wyrzec swojego zmysłowego, opisowego patrzenia, a skupić na zanurzaniu się w głąb, zamiast oczami cielesnymi, patrzeć oczami duchowymi, docierać razem z poetą w mroczne „miejsca dróg i przepraw”: czuwać w szczelinie prawdy przy bohaterskich zmarłych, przywracać godność bezimiennym ofiarom, pragnąć wiedzieć więcej pośród milczących przedmiotów i śladów.
Książka poetycka Romana Bąka, którą otrzymujemy jako kolejny tom w poznańskiej serii poetycko-plastycznej Wydawnictwa Stowarzyszenia Pisarzy Polskich*, jest zarazem dziennikiem przemian i filozoficznych kontraktów, niesie w sobie ożywczy ton moralnej, lecz nie moralizującej tyrady, zaciekawia bacznym spojrzeniem poety na rzeczy (poezja napisana przeważnie z użyciem rzeczowników!), a odczytywanie treści zjawisk – fragmentaryczne, nie do końca rozpoznawalne – prowadzi czytającego w sferę obrotu spraw tajemnych i uświadamia moc, jaką mają jedynie prorocy. Przesłanie poetyckie Romana Bąka próbuję odczytać jako rozważanie powinności twórcy w świecie głuchym na „wieść”. Obowiązek mówienia i przestrzegania jednak pozostaje, rola poety wieszczącego obecność rzeczy – jest spełniona; każdy z nas wybiera sam, może się porównać z katem, z ofiarą, z obojętnym gapiem, z nieuważnym czytelnikiem, ujrzy siebie w niespełnionym wędrowcu, zmęczonym codziennym egzystowaniem ojcu rodziny, zatrzyma się w odbiciu dziecka Bożego, pytając o swój „obraz i podobieństwo”. Wiersze rozpoczynające wybór kierują uwagę czytelnika ku osobie Jana Pawła II („sługa”, „rzecz o szymonie słupniku”) – nie wprost, jak mogłaby sugerować dedykacja, lecz przez opisanie świata jako krzyża: w walce przeciwieństw wiedzy i wierzeń, poglądów i nastrojów, obrazów i przeczuć, pejzaży i wyobrażeń – próbuje nas w nim pojednać ktoś, kto jest sam w wędrówce i może liczyć jedynie na wsparcie przedwiecznego Słowa. Poeta odkrywa różnorodne rytmy rzeczywistego, strukturę wiersza rozpościerając na kształt krzyża: z zachodu cień, ze wschodu świt, z północy kamień, z południa zenit – nad rozłożonym w wyobraźni poety krzyżem świata wznosi się opiekuńczy, scalający przeciwieństwa nasz Ojciec. Każda ze stron jest częścią całości, ma swój udział w podziale, w odmienności – język poetycki Romana Bąka doskonale nazywa i oddaje wszelkie różnice i podobieństwa rzeczy i zjawisk:
(…) z zachodu spojrzenie, w nim – pustka,
labirynt pleśniejącej katedry; stamtąd też kroki
wysokie, dźwięczne, kroki samotne.
(…)
ze wschodu strzał w tył głowy, ze wschodu pokłon
wschodowi, złocony dzban. ze wschodu czas, dren
czasu, gęsty, mazisty skrzep.
(…)
z północy żałość, ciało – kruchy kwiat tundry.
z północy północny bunt, z północy chłód, zimny
lancet.
(…)
z południa pragnienie.
z południa wiara w wodę, w wodę, która nie jest
wodą. z południa rozbity dzban. z południa pan,
czytający proroków, zjadający litery, zjadający
je w ogniu.
„rzecz o szymonie słupniku”
Opisujemy nasz świat poprzez rzeczy widzialne i niewidzialne, jesteśmy w nie wtopieni, nasza rzeczywistość mówi o nas i za nas, gdy milczymy w zachwycie, przerażeniu, rozpaczy, zadziwieniu. Wiersz ukazuje stosunek twórcy do języka, definiuje jego poetykę konkretu „na styku słowa i rzeczy”. Funkcja wzroku, uruchomiona raz na zawsze, prowadzi poetę przez ciemność rzeczy i słów, ujawniając nieodgadnioną wartość ścieżek ludzkiego życia i wszelkiego stworzenia w niezależnym od opisu bytowaniu. Celnie ujął tę jego drogę oglądania rzeczy autor posłowia Sergiusz Sterna Wachowiak: >>Patrzeć i widzieć, nie wartościować i nie oceniać czynnie, lecz biernie kontemplować? Dać zapis, świadectwo widzenia – ale nie opis czy recenzję „tego, co widziane”, lecz „widzianego” obraz, błysk, obrys kształtu? To może znaczyć i bodaj znaczy: nie zasłaniać sobą, nie narzucać ani nie odbierać innym. W akt Stworzenia wpisane jest uwolnienie rzeczy, istnień i bytów, przydanie ich „rzeczownikom” postaci obiektywnej, niezależnej i samodzielnej<<.
Poeta trzyma w ryzach swój artystyczny język, posyłając ku nam urywki myśli, krótkie komunikaty z obserwacji, zwięzłe notatki z rozmyślań, dając im swobodny, lecz skondensowany wyraz, nie targując się o wielkie litery po kropce, próbuje powiedzieć, że całkowite opisanie świata nie jest możliwe, jakkolwiek znaleźlibyśmy odpowiednią formę, że sytuacja człowieka, artysty, to jedynie skradanie się i podglądanie, odczytywanie z tropów i śladów. A przecież musi być coś w tym świecie, co by się ostawało, dawało nam oparcie, wiarę w słuszność wybranej drogi, coś, co stanowiłoby niepodważalny, ostateczny sens naszego istnienia. Poeta jest tym, kto pyta i pozostawia znaki swojej obecności, próbując zrozumieć, w jaki sposób rodzi się w człowieku dobro i dlaczego nie pozostaje przy nim zawsze, dobro prowadzące do prawdy, do wyrażenia siebie w języku: kiedy powiem to słowo, kiedy nazwę je, wypluję, / nazwę to, co za nim. kiedy wypowiem je i zejdą się / trójkąt i koło, i będą jednym, będąc osobne. kiedy / nie będę kłamał: sobie i siebie, innym i innych, / i jemu – bezsłowiu, które mija, przechodzi. kiedy zbliży się i kiedy zbliżę się ja („kiedy powiem to słowo”). Przybliżanie się do sedna i oddalanie się od ostatecznego znaku stanowi zagadkę, najważniejszą przygodę artysty i zadanie, bez którego jego dzieło nie istnieje, bo jego zadaniem jest „wołanie”, głos w sprawie istnienia: niech nie będzie w nim słów, lecz tylko rzeczy; tylko rzeczy, / których nie gubi nagość („z pieśni stopni”).
Czarno-białe fotografie starych drzew fotografowanych od korzeni, autorstwa Janusza Nowackiego, zamieszczone w tym wyborze wierszy stanowią udane dopełnienie podjętych tematów i czarno-białych wyborów życiowych, jakie poeta przywołuje. Żywotność korzeni utrzymuje przy życiu olbrzymy. W ich cieniu wzrastają młode brzózki i leszczyny. Najprostsze z wołań – sięgnąć do korzeni człowieczeństwa?
Czy można by nazwać poznańskiego poetę strażnikiem wartości czy sygnatariuszem prawd objawionych? Cokolwiek powiemy, jaki „szyld” przywołamy, nie poznamy do końca źródła tej poezji, tak jak nie zgłębimy kresu Biblii, z której czerpie swoją mądrość i nie ogarniemy przestrzeni miłości w sercu człowieka. Po prostu wczytujmy się uważnie w te gęste, cieniste strofy, prowadzące ścieżkami naszej zbiorowej pamięci na cmentarz Monte Cassino, pod krzyż Sybiraków i grób księdza Jerzego Popiełuszki, przeprawiajmy się przez mroczną rzekę znaczeń w nadziei na prześwit. Oddajmy hołd mistrzom: w jakim luwrze na wiek / wieczny będziesz? jesteś kształt doskonały, / kształt z żywego srebra, w tyglu życia, w krwi, / biegu powstały. blask na nim niebiański, // który śmierci nie zna, blask na nim drży / i pełga: jesteś kształt doskonały, pełny, / bo umarły – bracie, bracie w spełnieniu… („Julio Paucar”).
Rola artysty jako kronikarza dziejów nie może wystarczać, ale też nie może być przeceniona. Jego rozmowa z sobą prowadzona nocą, dziennik duchowy, mówią nam jednak o powinnościach, jakie sobie wyznacza. W poemacie o charakterze rozrachunkowym powstałym na przełomie 1990/1991 roku („przechodząc do porządku dziennego”) odczytujemy „nakaz walki, gdy trzeba bronić najprostszych słów, snu, granic”, gdy trzeba zmagać się z mgłą, zwątpieniem, udręką. Walka wszakże musi być podjęta z sobą samym: przeciw zaniechaniu i pominięciu, w trosce o sprawy ducha, wbrew obojętności, w imię wspólnego dążenia ku wyznawanym wartościom. Bo życie – jak nam ironicznie podpowiada poeta – „to nie zawsze zdanie oznajmujące; to często ciche, niejasne pytanie”; Roman Bąk jest poetą wyrazistym, osobnym, nie sądzę, żeby trzeba było opisywać jego poezję poprzez powinowactwa stylistyczne czy towarzyskie. Jego twórczość przemawia do współczesnego człowieka jasnym przesłaniem wydobywającego się z ciemności Orfeusza, śpiewającego pieśń życiu ocalonemu z pogromu. Są przy nim ożywiona Eurydyka i dzieci, są przyjaciele i wiersze dla świata, który nie chce ich słuchać, bo ma inne sprawy. Poeta, który śpiewa Bogu pieśń swojego życia, pieśń naszego życia, sprawia, że ożywają nie tylko ludzie, ale i rzeczy, którym nadał nazwy, które przywołał do istnienia w porannej modlitwie, wieczornym zamyśleniu, w codziennej redakcyjnej pracy i w nocnym czuwaniu, gdy rozprawa z sobą wobec Nieskończonego nie kończy się w wierszu, lecz dopiero zaczyna – tak jak w trzeciej części wspomnianego wyżej poematu, zatytułowanej „lecz nie znalazłem słów, aby to nazwać”: mówiłem sobie: może / nie wiem wiele, może nie dość, nie dostatecznie / dużo, by wołać przez okno, ale gdzie noże / są w rękach, gdzie raz po raz zadawana wiecznie / skryta śmierć, czyż mogłem milczeć, nie mówić…?
Teresa Tomsia
___________________________________________
Roman Bąk: Miejsca dróg i przepraw, Wydawnictwo SPP,
Poznań 2005, posłowie Sergiusz Sterna Wachowiak.