Zapytaj wraz ze mną : Co się dzieje w tobie? Co w okół w nieustającym ruchu się staje?
Że wątpisz i szukasz wciąż nowych słów, aby opisać doznane...
Witam serdecznie Przyjaciół i Czytelników na mojej stronie!

Bliżej Nieskończonego

[xls child_of=147]

„Recogito” 35/2005 i „Przegląd Powszechny” 12/2005:

Bliżej Nieskończonego – obraz wieczności w poezji Adriany Szymańskiej

Adriana Szymańska jest poetką, która podejmuje się w swojej twórczości bardzo trudnego zadania, bo próbuje opisać ruch, nazwać przemienność, rozpadanie się materii, rozedrganie zmysłów, a przez nie uchwycić w słowach „duszę świata”. Zabiera głos w sprawach ważnych, mówiąc o postawie, o tożsamości, odwołując się do kodeksu praw zagrożonej obojętnością miłości ludzi do siebie nawzajem, do zwierząt, protestując przeciw przemocy, a także zgodzie na unicestwienie choćby najmniejszego stworzenia. Urodziła się w Toruniu w 1943 roku, tam ukończyła Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika. Wiele lat mieszkała w Warszawie, przez krótki okres w Słupsku, a obecnie na stałe związała się z Pułtuskiem. Debiutowała tomikiem wierszy “Nieba codzienności” razem z pokoleniem Nowej Fali w 1968 roku, lecz już od początku szła osobną, własną ścieżką. Kolejne zbiorki jej wierszy – szczególnie “Nagła wieczność” (1984), a później “Kamień przydrożny” (1993) były szczególnie żywo komentowane przez krytykę literacką i znalazły szerokie kręgi czytelników. Cztery wybory wierszy, które wydała w ostatnich latach, a także toczące się wokół nich dyskusje interpretacyjne świadczą o żywym zainteresowaniu jej liryczną wizją człowieka dążącego ku sacrum.

Opublikowała 10 tomów poezji, powieść psychologiczną “Święty grzech”, opowiadania dla młodzieży i nietypowej urody językowej opowieść dla dzieci “Taja z Jaśminowej”, gdzie prowincjonalny zakątek otrzymuje swoje ważne miejsce w porządku wszechrzeczy. Najbliżej związana z redakcją “Przeglądu Powszechnego” jest również stałą recenzentką “Nowych Książek” i właściwie trudno byłoby wymienić polskie pismo literackie, które nie prezentowałoby jej utworów czy szkiców o literaturze. Za tomik “Kamień przydrożny” poetka otrzymała aż dwa uhonorowania literackie: Nagrodę Warszawskich Księgarzy w 1993 roku oraz Nagrodę im. Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego w 1994 roku – przyznawaną za wartości chrześcijańskie i metafizyczne.W roku 2000 przyznano jej laur Wydawców i Biblioteki Raczyńskich za tom wierszy “Lato 1999″. Piotr Łuszczykiewicz tak rekomendował tę książkę:

Wyobraźnia Adriany Szymańskiej przetwarza w sposób zachwycająco piękny – wobec bólu      i grozy bytu – świat codziennego doświadczenia człowieka. A jest to wyobraźnia suwerenna    i zachłanna, pragnąca wszystko ogarnąć, oświetlić czy wręcz – iluminować. (…) Poetka pisze tu intensywnie, gęsto tka materię słowną i obrazową wiersza, mając przy tym ogromne wyczucie melodycznego kształtu swojej wypowiedzi.

Bohaterka liryczna wykreowana przez Szymańską – jej alter ego – to kobieta dojrzała        i doświadczona, przymierzająca wieczność niby duchową kreację, z uwagą wybierająca wzory i style. Jest czujna, uważna, lecz czuła i otwarta na nowe rozwiązania i projekty. Odważnie bada w lustrze tradycji krój każdego wiersza, wizerunek swój poddając krytycznemu oglądowi. Poszukuje prawdy o sobie i otaczającym ją świecie choćby za cenę odarcia z wszelkich tajemnic, tabu czy ograniczeń wynikających z przynależności. Czyni to z pasją, jakby kolejne wyzwanie miało stać się ostatecznym rozrachunkiem. Stawiane przez nią pytania o tożsamość, historię ludzkości i tajemnicę wszechświata sięgają do źródeł romantycznej postawy wewnętrznego rozdarcia, do pytań o sens istnienia, o drogę wiary człowieka myślącego.

W wierszu „Pełnia” z najnowszego wyboru „Być” (2004) autorka mówi o przepołowieniu ciała, starając się zdefiniować ludzkie zmaganie z nierozwiązaną zagadką bytu. Organizm ludzki, jako akt biologicznego trwania w przemianie, dopełniony zostaje w jej wizji niebem (tylko w pełnym świetle widziany człowiek – ziemskim i niebiańskim – ma szansę obronić się przed pustką). Owa pustka może stanowić tu synonim niewiedzy albo nierozpoznawalnej tajemnicy powodującej jego rozpacz, gdy próbuje odczytać swoją prehistorię. Dopiero w pełni: w miłości ludzkiej i boskiej odnajdujemy swoje prawdziwe odbicie. Poetka wciąga   w tym utworze czytelnika w rozrachunek z samym sobą, wystawiając mu na próbę swój własny sposób przymierzania się do wieczności. Co zastanawiające – mimo przywołanego sztafażu ludowej opowieści (Diabeł wygląda zza krzaka. / Anioł podryguje na drewnianym płocie.) nie kieruje się w stronę groteski czy satyry, wprost przeciwnie – wypracowany przez nią styl patetyczny nadaje jej strofom powagi  i wzniosłości; komponuje dzięki niemu wielki koncert, symfonię znaczeń. Ekstazę jako formę wyrazu przyjęła bowiem autorka jako najwłaściwsze sobie opisanie cudownej rzeczywistości podlegającej przemianie. W apostrofie do Boga w wierszu „Nieskończoność” człowiek śpiewa hymn pochwalny, wyrażając swoją niedoskonałość, ale też ufność w nieskończone Jego miłosierdzie:

Bo tylko Ty, Boże, patrzysz przeze mnie

jak przez kryształ. I widzisz, jak święty

promień Twego wzroku rozpala się, rozpada,

gaśnie w mrokach mojej duszy.

(…) bo to Ty, Boże, wiesz za nas i nam podpowiesz,

to ostatnie słowo, słowo pocieszenia.

(w: Lato 1999)

Zrozumieć cud życia, pojąć, kim jest człowiek z jego męką poznawania, można jedynie    w chwili duchowego obcowania z Bogiem, z Jego dziełem stworzenia – taką podpowiada nam drogę poezja Adriany Szymańskiej, okazująca się dziełem wciąż otwartym, ożywiającym się nagłym potrąceniem w nieoczekiwaną strunę. Wyrosła z poznawczego niepokoju, prowadzi ku ufnemu zadziwieniu. Większość utworów poetyckich można odczytywać jednocześnie jako efektowne pejzaże przesycone metaforą oraz jako filozoficzne rozprawy o metafizycz- nym Początku i Końcu. Poetka stawia w nich pytania o sens istnienia i miejsce człowieka, o kierunki jego rozwoju, o cele oraz możliwości samookreślenia. Skala doznawania świata i siebie jest tu ogromna –  i ciągle rozszerza się na nowe obszary:

Anioł przyszedł w samą porę:

kiedy już niczego dla siebie nie chciałam z rzeczy

osiągalnych, ulotnych, nietrwałych trwałością ciała,

kiedy siedziałam samotnie przy oknie w nostalgii

czekania na cud, kiedy wszystkie ptaki

moich zmysłów, moich pragnień, czuwały

w napięciu, gotowe poderwać się do lotu na ten

znak innego wezwania. Anioł mądrości, anioł wiedzy

najwyższej, anioł wiary zbliżył się do mnie

na odległość oddechu i powiedział tylko jedno

jedyne słowo: chodź. I pomyślałam: Bóg

jest miłością, Bóg jest prawdą, Bóg powołał mnie

do rzeczy znaczących, przewyższających rozmiarem

mój rozum, moje serce i moją radość pojmowania

Jego miłości.

(Zwiastowanie, w: Lato 1999)

Na początku drogi twórczej uwagę Szymańskiej zajmowało opisywanie stanów zmysłowych. Objawiało się to, mówiąc w dużym uproszczeniu, szukaniem pełni istnienia pojedynczego organizmu wśród miliardów innych organizmów żywych. Z mroku biologii wybiegam w to światło / już oswajam ciało prostuję ramiona / szkolę zmysły by pojąć tajemnicę istnienia – pisze poetka w tomiku “Do krwi”. Zauważa jednak, że człowiekowi nie wszystko jest dane od razu, że potrzeba czasu, uwagi i skupienia, aby poznać życie wewnątrz siebie i na zewnątrz. Dar wszelkiego stworzenia odczuwany jako Boski nadmiar ujawnia niedoskonałość jedynie zmysłowego poznawania. Szkolę zmysły, a więc uczę się siebie, uczę się drugiego człowieka, uczę się praw świata i nie ustaję w analizowaniu własnego doświadczenia – jakby to ujął Jerzy Liebert – by dojść do własnej wiary, niepowtarzalnej  i niepodważalnej w każdym pojedynczym istnieniu. A zajęczy omyk i wyjęty z brzucha ryby pęcherz – moje najświętsze skarby – zaprowadzą mnie prosto na wielki śmietnik niebieski, gdzie poskładamy w triumfujące Jedno wszystko, co rozproszone. Odnajdzie swoje miejsce każdy stracony drobiazg, każdy obcięty kiedyś psi ogon, co musiał tutaj cierpieć tę straszną osobność (Wszystko, co rozproszone, w: Opowieści przestrzeni, 1999).

Wiersze z „Opowieści przestrzeni” i z “Lata 1999″ pokazują coraz wyraźniejsze odchodzenie autorki od egzystencjalnych rozważań ku teologicznemu widzeniu oraz interpretowaniu oglądanej rzeczywistości jako części większej całości, która ogarnia wszystko. “Ja” liryczne Szymańskiej już nie zamyka się w swoim ciele, lecz wsłuchując się    w tętno pojedynczego istnienia próbuje połączyć się w eschatologicznej ekstazie z ogromem wszechświata, zagarniając przestrzeń duchową, pytając o świętość, o możliwość świętości. Coraz częściej zwraca się też w swoich zamyśleniach ku skarbom kultury: malarstwu, muzyce, dawnej architekturze – w nich poszukuje zagubionych wartości i relacji ze współczesnością. O każdym wydarzeniu, spotkaniu czy rzeczy poetka pisze z zachwytem,     w olśnieniu miłosnym uczestnictwem, w nieustającej epifanii i podniecie przeżywania, bo – jak sugeruje w wierszu „Niewiarygodne” – potrzeba kochania ocala, potrzeba widzenia daje oczom blask. W spiętrzeniu rzeczy, zjawisk i obrazów ukazuje, jak z przenikania się wzniosłego z potocznym powstaje całość („Próba całości”), jedno, życie i śmierć w nieustającej ciągłości (Lecz jakże pojąć – dopókiśmy żywi – / czym się – nie będąc – jest?). Niekiedy wydaje się, że poetka zbytnio zawierza wirtuozerii języka w opisywaniu wszelkich cudowności, bo przecież najważniejsze dla jej filozofii istnienia jest wyrazić istnienie w teraz, więc jakkolwiek gorliwe byłoby opisywanie bytu, język ujawnia swoją sztuczność, chwyt literacki, swoją wzniosłą daremność – wobec tajemnicy stworzenia nie do opisania. Pytanie    o wieczność może też stać się u Szymańskiej małym traktatem filozoficznym o niemożności wyrażenia spraw ostatecznych, o granicach ludzkiego poznania, o niepokornym pragnieniu człowieka, by wiedzieć wszystko:

Jesteś, o mój wróblu, odnawiającą się wciąż

tęsknotą za poznaniem doskonałym i dziś

– który to już raz – prawie wiem, co chce powiedzieć

mój język, gdy mówię: ja, ty, pojednanie, Bóg.

(Wróbel, w: In terra, 2003)

Utwory Szymańskiej trudno cytować we fragmentach, bo czy to wiersz, czy proza poetycka poświęcona ukochanemu przez poetkę Sandomierzowi, metafory piętrzą się, wzajemnie przenikają, obrazy przeglądają się w swoim odbiciu, znajdując początek w „cudzym pięknie”:

Ale nie jesteś tu sam ze swoim złudzeniem. Chrystus z kościoła św. Jakuba zrywa się z krzyża   i wybiega za tobą w rozchybotane wzgórzami miasto. Klęka nad grobami, zagląda w martwe dusze wiernych. A na Katedralnej – Stary Umarły Poeta słucha muzyki dzwonów wieczorem, prowadząc za rękę chłopca z twoich-swoich marzeń. Obydwaj są tak piękni, że z całej siły zaciskasz powieki, żeby nie stracić ich z oczu.

Funkcja wzroku – i widzenie przechodzące w wizję – ma w tym lirycznym komunikacie znaczenie priorytetowe. Jak jednak nazwać najważniejszą metodę komentowania zjawisk, która jest tak charakterystyczna dla poezji Szymańskiej? Przychodzi tu ponownie na myśl określenie Adama Zagajewskiego: „obrona żarliwości”, mówiące o sposobie patrzenia, słuchania, przeżywania, dzielenia się doświadczeniem, wzmacniania pięknem. To żarliwość stwarza naszą duchowość, to ona ocala nas przed zwątpieniem. Ekstatyczna akceptacja prowadzi w rejony wyobraźni i postawy franciszkańskiej, gdy poetka przywołuje brata-psa,  a następnie wiedzie ją w sferę eschatologicznych rozrachunków, gdy mówi o historii duszy z jej piętnem rozdarcia. Uważa bowiem, że poezja jest przede wszystkim domeną ducha,         a mniej umysłu, stąd takie zagospodarowanie wyobraźni, że nie wiedzie ona do poczucia braku uczestnictwa czy degradacji, lecz do stanu pełnowartościowej przynależności sprawom odwiecznym poprzez intensywne przeżywanie doczesności. Opisując świat w ciągłym ruchu zmieniających się obrazów, odmieniających się uczuć, przemieniającej się materii, “ja” liryczne Szymańskiej tworzy własną mitologię rzeczywistości o wysokiej temperaturze, ukazywaną w szybkim tempie i z rozmachem. Znajdujemy tu wiele przestrzeni odległych czasowo, geograficznie, symbolicznie – świat widziany ze wszystkich stron naraz. Jest piękny – zdaje się mówić poetka – a jeśli pojawia się w nim brzydota czy nieszczęście to jako część całości, która jest szczęściem doskonałym i nieskończonym:

Patrzeć na rzeczy, rozświetlać ich oczy,

aż na palcach zaczną krążyć wokół swych intymnych

centrów. Ten ruch jest duszą świata.

Najprawdziwszym „perpetuum mobile”.

(Z Księgi Przejścia, w: Opowieści przestrzeni, 1999)

Akt uczestnictwa w dziele stworzenia, poprzez pojedyncze istnienie, może być rajem, niebem na ziemi. Przymierzanie wieczności odbywa się tu zatem w każdej sekundzie trwania, w każdym najmniejszym błysku istnienia, jak w wierszu „Na Browarnej” dedykowanym przyjacielowi w wizji – Piotrowi Szewcowi:

Zachować ten widok: kamienny krzywy mur, / kipiel traw na stoku, bruk gramolący się w górę łagodnym zakolem, latarnie / jak śpiący rycerze w kraciastych przyłbicach, drzewa /               w złotorudych ażurach jesieni i niebo, / najjaśniejsze niebo wsparte na barkach / pobliskich Gór Pieprzowych. / Zachować bodaj ciemnożółte oczy kwitnącego wciąż ziela / o nazwie wrotycz. / Szmaragdowe koronki jego liści. / Bodaj jeden perlisty szept akacji. Bodaj pył pod nogą / każdym krokiem kroczącą przez wieczność tej chwili (w: In terra, 2003).

W tomiku „In terra”, stanowiącym wybór, podsumowanie i dopełnienie doświadczeń poetki z ostatnich lat, szczególne miejsce zajmuje elegia “Pod synagogą”. To utwór ujawniający problemy naszych czasów, przypominający o porządku świata w jego różnorodności i harmonii, ale i o zagrożeniu ładu przez przemoc. Rozpoczyna się znamienną apostrofą żałobną: O, serce, moje serce, uparty wędrowcze / przez niepojętość świata… Czego nie pojmuje serce wystawione na próbę – że był kiedyś kirkut za resztkami muru synagogi, że kiedyś świat miał wielobarwne oczy i chwalił Pana wielojęzyczną pieśnią…? Czy należy odczytywać to pytanie jako znak niepokoju o miejsce starych polskich miast takich jak Sandomierz w kulturze europejskiej, w tyglu idei, tradycji, dążeń, czy raczej jako apel skierowany do każdego z nas? Skąd wyruszamy i dokąd zmierzamy, wybierając się w metafi- zyczną podróż ku sensom?

Miejsce, w którym żyje i rozwija się poetka Adriana Szymańska to niebo codziennościin terra est caelum meum – mające wszakże swoje istotne zakorzenienie w Biblii, w historii kultury polskiej, a przede wszystkim w starożytnym pragnieniu człowieka, by mieszkać bliżej Nieskończonego. Pytania o prawdy ostateczne otrzymują w jej wierszach codzienną, zwyczajną scenerię wiejskiej drogi, spaceru z psem, jazdy autobusem, albowiem nie zadaje się takich pytań jedynie od święta. Trzeba z nimi chodzić długo i przemieniać wnętrze, by ze „zjadacza chleba” dać się „przerobić w anioła”, by krocząc śladami romantyków – czego się poetka nie wstydzi ani nie wypiera – dotrzeć do prawdy rozumu naszej współczesności i w niej ujrzeć dzieło Boga. Obraz wieczności w poezji Adriany Szymańskiej przypomina niekiedy wnękę z witrażem – tajemnicze, lecz realne światło pozwala rozpoznawać znaki, uchylony rąbek Nieosiągalnego, gdzie: księżyc jak sakrament, mrówka – klejnotem Wszechświata, kwitnące akacje – ramionami Wieczności. To poezja ufności w nieskończone dobro i Boski ład wszechświata, poezja-modlitwa do Stwórcy wszechrzeczy, przywołująca na myśl westchnienia modlitewne św. Faustyny Kowalskiej z jej litanii do Miłosierdzia Bożego: „w powołaniu nas z nicości do bytu – ufam Tobie”.

W wierszu tytułowym tomiku „Być” nasza uwaga kieruje się ku poincie, że człowiek potrafiący opowiedzieć swoje istnienie jest najszczęśliwszą istotą, która nie chce i nie potrafi inaczej być. Werbalizacja świata, sugeruje poetka, nadaje mu dodatkowy, nieoczekiwany sens. Człowiek przybliża się ku Nieskończonemu z ufnością, że jest niezbędną cząstką wielkiej całości, że dopełnia swoją wyobraźnią dzieło stworzenia, że także dzięki jego pojedynczemu istnieniu i zmaganiu realizuje się w pełni tajemnica wieczności.

Poznań, 20 maja 2005                                                                                                                   Teresa Tomsia

_______________________________

Forum: Wiara i Kultura’1 (Poznań 2005).